- Recep Tayyip Erdogan wygrał w niedzielnych wyborach prezydenckich - powiedział rzecznik rządu w Ankarze Bekir Bozdag, cytowany przez Polskie Radio24.
Po przeliczeniu 96 proc. głosów, nieoficjalnie podano, że Erdogan zdobył 52 proc. Jeśli ten wynik się potwierdzi, druga tura nie będzie potrzebna. Jeśli jednak nie zdobędzie bezwzględnej większości, ponowne głosowanie odbędzie się 8 lipca. A co z wyborami parlamentarnymi? Po zliczeniu 77,3 proc. głosów triumfuje rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, zdobywając 43,9 proc. głosów. Opozycyjna Partia Ludowo-Republikańska miała zdobyć 21,8 proc. Dalej znalazły się Nacjonalistyczna Partia Działania (11,5 proc.) oraz prokurdyjska Ludowa Partia Demokratyczna (10,3 proc.). Próg wyborczy w Turcji to 10 proc.
Pierwszy raz w historii turecki naród wybierał jednocześnie prezydenta i parlament. Lokale wyborcze otworzyły się skoro świt, ostatnie głosy trafiły do urn zaś o godzinie 17:00 lokalnego czasu (według czasu polskiego o 16:00). Nie obyło się bez incydentów. Na wschodzie krajów grupa ludzi usiłowała oddać głosy za pomocą sfałszowanych kart do głosowania. Zagraniczni obserwatorzy zresztą donosili o licznych nieprawidłowościach na południowym wschodzie. Wśród obserwatorów była też grupa polskich posłów.
W szranki z Erdoganem stanął Muharrem İnce z Republikańskiej Partii Ludowej. Według wstępnych szacunków zdobył on wynik 30.25 proc.
- Jeśli Erdogan wygra, wasze rozmowy telefoniczne nadal będą podsłuchiwane. Rządy strachu będą trwać – przestrzegał Turków przed wyborami. Jak twierdził, chciałby zawrócić Turcję z drogi autorytaryzmu. - Wraz z wprowadzeniem systemu prezydenckiego osiągniemy poziom znacznie wyższy niż w innych współczesnych cywilizacjach – obiecywał z kolei Erdogan, tuż po oddaniu głosu.
Zwolennicy prezydenta Erdogana nie czekali na oficjalne lub przynajmniej te, po zliczeniu wszystkich głosów wyniki wyborów, pewni zwycięstwa świętowali na ulicach w całej Turcji.
Podobno pierwsze gratulacje dla Erdogana spłynęły zaś z Węgier...