Tragedia w ośrodku medycyny alternatywnej. Szamański napój grzybowy miał odmłodzić skórę. 53-latka zmarła po jego wypiciu. Policja bada, czy to przypadek, czy też napój był trujący
Co tam się właściwie stało?! Zagadkowy dramat w ośrodku terapii alternatywnych ma wyjaśnić śledztwo prokuratorskie. Tragedia rozegrała się parę dni temu w miejscowości Clunes niedaleko Ballarat w Australii. Niejaka Michelle Mullins założyła tam ośrodek Soul Barn, w którym oferowano klientom różne formy medycyny alternatywnej i wszelakie uduchowione zabiegi, takie jak leczenie dźwiękiem przy pomocy mis tybetańskich i dzwonków. Wszystko szło dobrze, póki nie zaproszono na zajęcia tajemniczego eksperta do spraw leczenia skóry naturalnymi metodami. „Splata starożytne rytuały pielęgnacji skóry i łączy je z nowoczesnymi technikami, aby stworzyć pielęgnujące, a jednocześnie aktywne maseczki. Wykorzystuje nasycone olejki ziołowe pochodzące z lokalnych gospodarstw i dzikich roślin pastewnych, a także ręcznie robione produkty do pielęgnacji skóry z całego świata, specjalnie wybrane ze względu na ich moc i czystość" - głosiła reklama.
Policja: "Przypuszcza się, że kobieta przebywała na zajęciach na Fraser Street, kiedy zachorowała po wypiciu napoju"
Co było potem? Grupa klientów według "Daily Mail Australia" wypiła tajemniczy napój grzybowy i wtedy nagle doszło do tragedii. Jedna z kobiet straciła przytomność. 53-latka z Ringwood North we wschodnim Melbourne niestety zmarła. Dwie inne osoby z grupy trafiły na obserwację do szpitala. Śledczy badają, czy za śmierć klientki odpowiada napój na bazie grzybów, ale nie wykluczają innych toksycznych substancji jako przyczyny śmierci 53-latki. „Przypuszcza się, że kobieta przebywała na zajęciach na Fraser Street, kiedy zachorowała po wypiciu napoju około godziny 12. Dochodzenie nadal trwa, a policja przygotuje raport dla koronera" - głosi oświadczenie policji. Póki co ośrodek został zamknięty.