U.S. Immigration and Customs Enforcement (ICE) idzie na rekord w liczbie elektronicznych bransolet, które zakładane są na kostki nielegalnym zatrzymanym na granicach i podczas łapanek. Jak wynika z danych przytaczanych przez Assossiated Press, liczba imigrantów objętych przez ICE elektronicznym dozorem dobiła w lipcu do 84 500. To trzy razy więcej niż w listopadzie 2014 r. Mająca kontrakt na dostawę urządzeń GEO Group z Florydy zarabia na tym kokosy.
Po zakończeniu rozdzielania rodzin i nakazach sądowych zatrzymane rodziny traktowane są jako potencjalni azylanci. Wypuszczeni z bransoletkami czekają na rozpatrzenie wniosków o pobyt, a to może trwać nawet latami. Adwokaci imigracyjni i eksperci twierdzą, że przeznaczone głównie dla zwalnianych warunkowo z aresztów przestępców bransolety są niewłaściwym rozwiązaniem dla potencjalnych azylantów.
Według The American Bar Association to „Taka sama forma pozbawienia wolności jak zatrzymanie, a nie znacząca alternatywa dla zatrzymania”. – Czuję się torturowana. Nie jestem w ośrodku deportacyjnym, ale nadal czuję się jak więzień – powiedziała AP mieszkająca w New Jersey Sandra, imigrantka z Gwatemali, która została objęta elektronicznym dozorem.
Co ciekawe, wątpliwości co do elektronicznego dozoru ma sama administracja. Jak przyznał rzecznik ICE Matthew Bourke bransolety są skuteczne jedynie wobec osób, które czeka stawiennictwo przed sądem imigracyjnym. Gdy zasądzona jest już deportacja, wiele urządzeń i ich właścicieli po prostu znika. Ilu dokładnie, nie wiadomo.
– Ludzie po prostu to przecinają, jeśli chcą – mówi Sara Ramey, adwokat imigracyjny z San Antonio, która jest przeciwna bransoletom. Tym bardziej, że sporo kosztują. Koszt dziennego przetrzymywania imigranta w ośrodku to $5,5 tys., koszt nadzoru – $16 tys.