Wyrzucili urzędnika z pracy po dwudziestu latach. Powodem kolor skóry i... walka z rasizmem. Urzędniczy absurd w USA
Urzędniczy absurd i dramat wyrzuconego z pracy człowieka - nie wiadomo, czy śmiać się nad tym, co wydarzyło się w San Francisco, czy załamać ręce. Słuszna walka z rasizmem i inną dyskryminacją mniejszości niestety często zamienia się w Stanach Zjednoczonych w inne formy rasizmu i dyskryminacji. Tak stało się w urzędzie miejskim, gdzie od dwudziestu lat pracował niejaki John Arntz, komisarz do spraw wyborczych. Co pięć lat jego kontakt był formalnie odnawiany. Nigdy nikt nie miał wobec niego najmniejszych zastrzeżeń, a on sam działał na rzecz walki z dyskryminacją rasową. Jak się okazało, Arntz ma jednak pewną cechę, która sprawia, że zdaniem większości kolegów z komisji nie może dłużej pracować w urzędzie. Tą cechą jest... biały kolor skóry. John Arntz został oficjalnie poinformowany przez przełożonych, że jego kontrakt nie zostanie tym razem przedłużony. Nikt nawet nie próbował ukryć, że powody zwolnienia są rasistowskie.
"To nie ma nic wspólnego z jego pracą". Urzędnicy nie ukrywają, że zwolnili kolegę z pracy z powodu jego koloru skóry
Przewodniczący komisji wysłał Arntzowi mejla o następującej treści, co przytacza dziś m.in. "Daily Mail": "Nasza decyzja nie była związana z twoją działalnością, ale po dwudziestu latach chcieliśmy zadziałać w sprawie równościowego planu miasta i dać ludziom szansę na zdobywanie stanowisk kierowniczych" - pisze Chris Jerdonek, tłumacząc, czemu cztery osoby zagłosowały przeciwko dwóm za zwolnieniem zbyt białego pracownika. "Trudno osiągnąć cel różnorodności, jeśli stanowiska kierownicze nigdy nie zostaną otwarte. To nie ma nic wspólnego z jego pracą" - dodaje zupełnie na poważnie należąca do komisji Cynthia Dai. Decyzja urzędników wywołała liczne protesty. Sama burmistrz San Francisco London Breed skrytykowała ją, nazywając "niepotrzebną". Osoby, które zagłosowały za wyrzucenie Jona Arntza z pracy to: Chris Jerdonek, Renita LiVolsi, Cynthia Dai i Robin Stone.