Pracownik socjalny przyprowadził chłopców w niedzielę do domu Josha Powella w celu kontrolnej wizyty. Według relacji strażaków, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia mężczyzna w pewnym momencie zablokował wejście przed pracownikiem i odciął drogę powrotu chłopcom. Krótko po tym pracownik socjalny wyczuł zapach gazu, a chwilę później dom eksplodował. Josh Powell nie chciał pogodzić się z decyzją sądu i już wcześniej wysyłał lokalnym władzom maile z pogróżkami, że planuje dokonać "zabójczego wybuchu". Funkcjonariusze jednak nie reagowali na widomość od mężczyzny i nie podjęli żadnych działań, które mogłyby zapobiec tragedii. Kilka minut przed eksplozją, Powell wysłał maila do Jeffreya Bassetta, swojego przedstawiciela w sądzie rodzinnym. Napisał w nim tylko: "Przepraszam. Żegnaj".
Jak podaje CNN, kłopoty rodzinne zaczęły nękać Powella od 2009 roku. Właśnie wtedy w tajemniczych okolicznościach w Utah zginęła jego żona Susan. Jak twierdził Powell, jego żona zniknęła, kiedy zabrał on chłopców na wieczorny spacer. Od tej pory pięcioletni Braden i siedmioletni Charles mieszkali z rodzicami Susan.
Wysadził w powietrze dom ze swoimi dziećmi
2012-02-06
21:52
Josh Powell z premedytacją wysadził dom w powietrze w momencie, gdy on i jego dwóch synów znajdowało się w środku. Mężczyzna nie mógł się pogodzić z decyzją sądu, który zabrał mu prawa do opieki nad dwójką dzieci.