Richard Carter, Brytyjczyk, to właściciel firmy Lopay, zajmującej się czytnikami kart. W specjalnym materiale dla "Daily Mail" na kilka dni przed świętami wyznał, że ma dość płacenia za każdym razem za wszystkie wydatki związane ze świąteczną kolacja i tym razem postanowił, że poprosi swoich gości o udział w kosztach. W ramach - jak sam mówi - "radosnej zmiany", w tym roku od każdego z dwanaściorga swoich gości pobierze opłatę w wysokości 75 funtów, czyli niecałych 400 zł. "Richard nie przejmuje się tym, że mogą wziąć go za sknerę i w ostatniej chwili odmówić obecności na przyjęciu" - pisze reporter "Daily Mail".
Wigilia składkowa? Ten przedsiębiorca ma plan
Portal ze szczegółami opisuje też, co pojawi się na stole, na który zbierana będzie składka. Gospodarz ma zamiar zaserwować miedzy innymi antrykot wołowy, hiszpańską szynkę, żeberka, a także desery, burgundzkie wino, a na powitanie lampkę szampana. "Nie obliczyłem jeszcze, ile dokładnie będzie mnie kosztowała kolacja, ale jeśli weźmiemy pod uwagę koszt antrykotu wołowego oraz wino i alkohol, które zostaną wypite, to 75 funtów to może jednak trochę mało" – żartuje Richard. Dodaje, że jego żona jest dość sceptyczna co do jego planu. "Uważa, że przesadzam, ale po tylu latach małżeństwa już się do tego przyzwyczaiła" - śmieje się.
Składkowa kolacja ma ukryty cel. I to jaki!
Pod koniec rozmowy z dziennikarzem Carter przyznaje jednak, że cała zabawa w składkową Wigilię ma tak naprawdę drugie dno. "Tak, robimy składkę, ale tak naprawdę wszystkie pieniądze, jakie bierzemy od naszych gości, przekażemy na cele charytatywne. Jeszcze nie zdecydowaliśmy, na jaką organizację przeznaczymy zebrane fundusze. Myślę, że poddamy to pod głosowanie na koniec imprezy i zobaczymy, do czego nas to doprowadzi" - wyznaje.