Wyobraź sobie, że idziesz ze znajomymi na piwo, ale zamiast portfela zabierasz ze sobą skrzynkę oleju słonecznikowego, którym płacisz za każdy kufel. Brzmi śmiesznie? Nie do końca. Taki sposób radzenia sobie z coraz bardziej odczuwalnym kryzysem gospodarczym znaleźli właściciele monachijskiej warzelni i baru Giesinger. "Pomysł pojawił się, ponieważ po prostu zabrakło nam oleju w kuchni i dlatego musieliśmy coś wymyślić" - tłumaczył dla agencji Reutera menedżer pubu, Erik Hoffmann. Jak donoszą niemieckie media, olej jest jednym z produktów, który w tej chwili najszybciej znika z półek sklepowych. "Zdobycie oleju jest bardzo trudne… jeśli potrzebujesz 30 litrów tygodniowo, a zamiast tego dostajesz tylko 15, w pewnym momencie nie będziesz miał już na czym smażyć sznycli" - mówi Hoffman.
Niemcy: Już 400 litrów oleju wymienionych na piwo
Jak podaje Reuters, niemiecki pub jak dotąd pozyskał od swoich klientów 400 litrów tłuszczu. Ci bardzo sobie chwalą ten barter, bo im się to opłaca. Litr piwa w niemieckich barach średnio kosztuje około 7 euro (ok. 33 zł), podczas gdy za litrową butelkę oleju w sklepie trzeba zapłacić 4,5 euro (21 zł).
CZYTAJ TAKŻE: Marina Owsiannikowa aresztowana. Uderzyła w Putina, po dwóch dniach po nią przyszli
Problemy z dostawami przez wojnę na Ukrainie
Reuters zauważa, że problem z pozyskiwaniem tłuszczu jest spowodowany wojną. "Ukraina i Rosja odpowiadają za około 80 procent światowego eksportu oleju słonecznikowego. Właśnie dlatego wiele krajów europejskich, w tym Niemcy, odnotowało spadek dostaw od czasu, gdy Rosja najechała na swojego sąsiada". Olej jest w niemieckich sklepach towarem deficytowym - błyskawicznie znika ze sklepowych półek, a niektóre markety już wprowadziły jego reglamentację.
CZYTAJ TAKŻE: Pogrzeb 4-latki zabitej w ukraińskiej Winnicy. W maleńkiej trumnie pluszaki i kwiaty