Wszystko zaczęło się w 1992 roku, gdy Kay Gilderdale odebrała telefon. Lynn miała 14 lat. Dzwoniła szkolna pielęgniarka. Prosiła, by Kay przyjechała po córkę, która źle się poczuła. Kobieta zabrała nieco bladą Lynn do domu.
Było coraz gorzej
Mijały miesiące, a Lynn wciąż czuła się źle. Mdlała, wszystko ją bolało. W końcu wykryto u niej silną postać zespołu przewlekłego zmęczenia. Dziewczyna nie mogła wstać ze szpitalnego łóżka, bo traciła przytomność. Po paru latach była już karmiona przez rurkę. Patrzenie na coraz bardziej cierpiącą Lynn zadawało matce potworny ból, a lekarze z bezradności rozkładali ręce.
Poprosiła o śmierć
Gdy Lynn miała 31 lat, nagle wezwała mamę do łóżka. Kobieta zobaczyła, że córka zażyła całą dzienną dawkę morfiny. - To za mało, mamo, proszę, pomóż mi odejść - mówiła Lynn. Kay poszła do pokoju i przyniosła zapas morfiny. Patrzyła, jak twarz umęczonej chorobą dziewczyny pomału się uspokaja. - Wszyscy cię kochamy - powiedziała Kay i wtedy Lynn zamknęła oczy. Na zawsze. Kobieta bez protestów oddała się w ręce policjantów. Została oskarżona o morderstwo, ale w czasie procesu oczyszczono ją z zarzutów. Właśnie wydała książkę o swoich przeżyciach.