O sprawie informuje m.in. amerykański dziennik "The Independent". O zaginięciu pod koniec stycznia 2020 roku 11-letniego Gannona miała poinformować policję sama Letecia Stauch (ojca chłopca nie było wówczas w domu). Kobieta początkowo przekonywała, że jej pasierb wyszedł do znajomego i nie wrócił. Później postanowiła jednak zmienić swe zeznania. W nowej wersji mężczyzna, którego wezwała do naprawy wykładziny, zgwałcił ją i porwał 11-latka.
Taka zmiana zeznania wzbudziła nieufność funkcjonariuszy, którzy skierowali na nią swe podejrzenia. W toku śledztwa szybko ustalono, że 11-latek najprawdopodobniej już nie żyje. Krew dziecka znaleziono na butach i w samochodzie Stauch, jej materiał genetyczny znajdował się również na pistolecie, który powiązano ze sprawą. Dodatkowo z policją współpracował ojciec chłopca, który miał zaobserwować dziwne zachowanie ukochanej i nie bardzo był skłonny uwierzyć w jej wersję wydarzeń.
Kobieta została aresztowana w marcu 2020 roku. Niedługo później odnaleziono ciało chłopca, które znajdowało się w walizce porzuconej przy jednym z mostów na Florydzie. Na zwłokach 11-latka odnotowano 18 ran kłutych klatki piersiowej, ślady cięcia na rękach, a także ranę postrzałową głowy i pęknięcie czaszki!
Jakby tego było mało, śledczy ustalili również, że do ukrycia zwłok swej ofiary kobieta miała zaangażować swoją córkę, pochodzącą z innego małżeństwa (w owym czasie 17-letnią). To ona miała przywieźć środki czystości, które jej matka wykorzystała do posprzątania miejsca zbrodni. Ponadto towarzyszyła jej później w trakcie podróży z Kolorado do Florydy.
Proces Letecii Stauch
Kobieta stanęła ostatecznie przed sądem we wtorek 4 kwietnia. Podczas rozprawy odtworzone zostało pochodzące sprzed ponad trzech lat nagranie rozmowy telefonicznej oskarżonej z Albertem Stauchem, ojcem chłopca i jej ówczesnym mężem. W rozmowie, która odbyła się jeszcze przed odnalezieniem zwłok Gannona, kobieta wielokrotnie zaprzeczała, by miała jakikolwiek związek z zaginięciem swojego przybranego syna. Oskarżała też mężczyznę, że ten "traktuje ją jak przestępcę". - Nie mogę uwierzyć, że mnie o to pytasz. To straszne, że myślisz, iż Gannon nie żyje. Co z tobą nie tak? - miała pytać męża. Jednocześnie przyznawała, że "jej umysł całkowicie zniknął, wszystko jest rozmazane", a ona sama czuje się "jak w filmie życia".
Oskarżona i jej obrońcy ostatecznie przyznali, że kobieta zabiła chłopca, jednak nie zgadzają się ze stawianymi jej zarzutami. Twierdzą, że w momencie zbrodni działała pod wpływem szaleństwa, a po jej dokonaniu doznała "poważnego załamania psychicznego". Prokuratura przekonuje z kolei, że Stauch dobrze wiedziała, co robi, o czym świadczyć mają działania podjęte już po śmierci chłopca. Sam motyw zbrodni pozostaje nieznany.
Kobiecie grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.