22-latek zaginął niemal 50 lat temu. Teraz wyłowiono jego szczątki z rzeki w zatopionym samochodzie
To zaginięcie było niegdyś jednym z najgłośniejszych w Stanach Zjednoczonych. 27 stycznia 1976 roku spokojny student Auburn University zaginął w drodze z pracy na uczelnię. Kyle Clinkscales (+22 l.) wyruszył z Moose Club w LaGrange w Georgii i kierował się z powrotem do Auburn w Alabamie. Jechał swoim Fordem Pinto. Niestety, nigdy nie dotarł do celu. Rodzice Kyle'a zaniepokoili się, kiedy syn nie zadzwonił do nich w niedzielę. Powiadomiono policję, ale poszukiwania zaginionego nie dawały żadnych rezultatów. Zarówno samochód 22-latka jak i on sam jak gdyby rozpłynęli się w powietrzu. Tymczasem rodzice mężczyzny nie tracili nadziei na to, że ich syn żyje. Niestety, ta nadzieja bywała fałszywie podsycana. Pięć lat po zaginięciu Kyle'a pewien mężczyzna twierdził, że jest zaginionym studentem, ale stracił pamięć w wyniku wypadku samochodowego. Potem ktoś zeznawał, że ciało 22-latka zatopiono w zabetonowanej beczce.
Wypadek czy morderstwo? Zaginięcie Kyle'a Clinkscalesa nadal tajemnicze
Dopiero w 2021 roku zagadka zaczęła się rozwiązywać. Przypadkowa osoba zobaczyła, jak z płynącej dnem wąwozu rzeki w hrabstwie Chambers w Alabamie wystaje coś, co wygląda jak fragment samochodu. Policja przybyła na miejsce i wkrótce wyłowiono pozostającego w całości, pokrytego rzecznym mułem Forda Pinto. W środku znaleziono dokumenty i portfel, a także ludzkie kości. Oczywiście upływ czasu i działanie wody nie pozwoliły na szybką identyfikację ciała. Dopiero w minioną niedzielę szeryf ogłosił, że kości należały do zaginionego przed niemal 50 laty Kyle'a. Nadal nie wiadomo, jaka była przyczyna jego śmierci - czy doszło do wypadku, a może ktoś pozbył się ciała, staczając samochód z już nie żyjącym 22-latkiem do wody. Być może i tę tajemnicę uda się kiedyś rozwikłać.