Gdy Emily Brown (30 l.) trafiła do szpitala, była w poważnym stanie z powodu zakażenia koronawirusem. Lekarze martwili się nie tylko o jej życie, ale i o to, czy uda się uratować jej dziecko. Mieszkanka stanu Tennessee była bowiem w ósmym miesiącu ciąży. Kobietę trzeba było wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej i podłączyć do respiratora. Lekarze zdecydowali o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia, bo wiele wskazywało na to, że Emily Brown umrze. Tym sposobem przyszedł na świat zdrowy chłopiec Tucker.
Tymczasem jego matka nadal była w śpiączce. Po trzech tygodniach od porodu lekarze stracili już niemal całkowicie nadzieję na jej ocalenie. Wtedy stał się cud! Kwilenie maleństwa sprawiło, że 30-latka otworzyła oczy. - Nie miałam pojęcia, że urodziłam dziecko, myślałam, że dopiero co trafiłam do szpitala, tymczasem minęły od tamtej pory 32 dni - opowiada Emily w wywiadzie dla telewizji "Channel 9". - To doświadczenie zmieniło moje życie, nauczyło mnie, by czerpać z niego pełnymi garściami - dodaje kobieta, trzymając w ramionach synka.