Na miejscu zamachu w Liege panuje totalny chaos, więc belgijskie media nie są w stanie z całą pewnością powiedzieć co tak naprawdę się stało.
Pierwsze doniesienia mówiły o trzech zamachowcach, którzy rzucali grantami w kierunku ludzi stojących na przystanku autobusowym. Policja miała zastrzelić jednego ze sprawców ataku. Drugi został aresztowany, a trzeci zbiegł uciekł. Policja ruszyła za nim w pościg.
Kolejne informacje zdawały się przeczyć zupełnie pierwszej wersji. Zamachowiec miał być jeden i miał wrzucić granaty w tłum, lub mógł zdalnie odpalić ładunki.
Inne źródło podawało, że 40-letni zamachowiec rzucił co najmniej dwa granaty w stronę przystanku autobusowego i jeden lub dwa w stronę gmachów prokuratury i sądu w Liege, a potem popełnił samobójstwo - ta wersja jest obecnie najbardziej aktualna.
Władze miasta podejrzewają, że mogło chodzić o wywołanie paniki, by ułatwić ucieczkę więźnia, który znajdował się właśnie w budynku sądu. Wszystko wskazuje na to, że 40-latek miał kilku wspólników.
Ranni w zamachu są przewożeni do szpitala Saint-Joseph. W drodze do Liege są dwie karetki z holenderskiego Limburg, mają wesprzeć miejskie służby.