Troje zabitych, 176 osób rannych, wielu okaleczonych na całe życie. Zdawałoby się, że zamachowiec, który zaplanował i przeprowadził tak wielki zamach, nie mógł działać sam. Ale kolejne ustalenia śledczych coraz wyraźniej temu przeczą.
Jak podała telewizja CNN, zdaniem ekspertów od materiałów wybuchowych takie ładunki, jakie eksplodowały w Bostonie, mógł zrobić każdy i to ze składników dostępnych w marketach. Dowodzi tego żółty dym unoszący się po eksplozji, który pozwala domyślać się, że do detonacji użyto organicznych składników, takich jak cukier. Gdyby zastosowano profesjonalne materiały wojskowe, dym byłby ciemny. Resztki ładunków to druciki połączone z bateriami w szybkowarach nafaszerowanych gwoździami. Znalezienie przepisu na taką bombę w Internecie nie stanowi żadnego problemu dla potencjalnego zamachowca. Ale kim był ten człowiek?
Co prawda we wtorek policja zatrzymała podejrzanego 20-letniego Saudyjczyka i przeszukała jego mieszkanie, ale najnowsze wiadomości są takie, że został oczyszczony z zarzutów. Wczoraj FBI zatrzymało kolejnego podejrzanego. Pomogły w tym nagrania monitoringu z dwóch sklepów znajdujących się tuż obok miejsca drugiej eksplozji. Mężczyzna z nagrania upuszcza czarną torbę tam, gdzie doszło do wybuchu. Zachowuje się dziwnie, ucieka zaraz po odrzuceniu przedmiotu.
Poza Martinem Richardem (8 l.) w zamachu zginęły także Lingzhi Lu i Krystle Campbell (29 l.).
Chinka przyjechała do Ameryki, by studiować statystykę na uniwersytecie w Bostonie. W dniu zamachu opublikowała w Internecie swoje zdjęcie zrobione, gdy jadła śniadanie.
Amerykanka co roku kibicowała uczestnikom maratonu z przyjaciółmi. - Była najlepszą córką, jaką można mieć. Zawsze była uśmiechnięta i starała się każdego rozweselić - powiedziała matka Krystle, wspominając córkę.