Do tragedii doszło w ubiegłą sobotę. To właśnie wtedy policja i ratownicy medyczni w jednym z domów w Toowoomba w Queensland (Australia) znaleźli ciało 8-letniej Elizabeth Rose Struhs. Jeden z sąsiadów zeznał, że sanitariusz po tym, jak odnalazł dziecko, wybiegł z domu zanosząc się łzami. Jak podaje "Daily Mail", chora na cukrzycę typu pierwszego 8-latka zmarła tydzień po tym, jak jej rodzice, Kerrie (46 l.) i Jason (50 l.), mieli odstawić jej leki ratujące życie, a w zamian "leczyć" dziewczynkę modlitwą. Wierzyli podobno, że to nie lekarze i medycyna są w stanie jej pomóc, tylko Bóg. Dziewczynka prawdopodobnie zmarła 7 stycznia, jednak jej rodzice, zamiast wezwać karetkę, zadzwonili po przyjaciół i odprawiali modlitewne rytuały, tańcząc przy tym i śpiewając. Po pomoc zadzwonili dopiero następnego dnia, gdy było już za późno. Zgodnie z aktem oskarżenia rodzicom zarzuca się morderstwo, tortury i niezapewnienie dziecku niezbędnych do życia środków. Jak podają lokalne media, para podczas przesłuchania była pozbawiona emocji.
CZYTAJ TAKŻE: Anders Breivik będzie wolny? Jego ojciec: "Żałuję, że nie zabił też mnie..."
Mała Elizabeth miała pięcioro rodzeństwa. Jej najstarsza siostra Jay, po tym jak rodzice trafili do więzienia, wystąpiła z dramatycznym apelem o pomoc. Młoda kobieta chce przejąć opiekę nad młodszym rodzeństwem, w związku z czym założyła stronę, przez którą chce zbierać pieniądze na utrzymanie dzieci. „Żadna inna rodzina nie powinna doświadczać tego, co my musieliśmy znosić” - mówi. Zapewnia też: „Poświęcę wszystkie zebrane pieniądze na stałą opiekę nad najmłodszymi członkami mojej rodziny i zrobię wszystko, by dorastały w bezpiecznym i kochającym domu".
CZYTAJ TAKŻE: Polski rzeźnik zgwałcił i zabił 21-letnią Libby. Jej matka chce iść z nim na kawę!