Niemiecki dziennik "Bild" opisuje tę wstrząsającą historię z Nadrenii Północnej-Westfalii. Na jednym z nowoczesnych osiedli w Dislaken doszło do historii jak z najgorszych horrorów. Żyła tam rodzina, którą tworzył 40-letni Sascha i jego o rok młodsza żona Maja. Para miała troje dzieci: trzyletnie bliźniaczki i nieco młodszego chłopca. Z niewyjaśnionych do tej pory przyczyn koszmarni rodzice postanowili ukarać jedną z córeczek i zamknęli ją w piwnicy. Izolacja bynajmniej nie była chwilowa! Ojciec co jakiś czas miał sprawdzać, co się z nią dzieje i przynosił jej jedzenie i picie. - Nic tam nie było. Żadnego krzyku, żadnego płaczu, żadnego skomlenia. Nikt z nas nic nie słyszał - mówił mediom jeden z sąsiadów. Wywołało to falę spekulacji, ale prokuratura nie podała dotychczas, czy dziecko przebywało w piwnicy zakneblowane lub pod wpływem środków odurzających.
Sprawdź: Zamordował swoich synków, po czym się powiesił. Żonie zostawił koszmarny list
Przy kolejnej wizycie Sascha miał zorientować się, że dziewczynka nie żyje. Według śledczych do jej śmierci doszło na skutek udławienia się wymiocinami. Mężczyzna postanowił spróbować ukryć tę tragedię i wywiózł jej ciało nad kanał Ren-Herne, po czym wrzucił je do wody. Następnie wrócił do domu, a rodzina żyła dalej, jakby nic się nie stało!
Dopiero po kilku dniach mężczyzna sam zgłosił się na policję i wszystko ujawnił. Policyjni nurkowie znaleźli martwe dziecko na dnie kanału. Policja uważa, że ciało martwej dziewczynki zostało przetransportowane nad kanał na wózku, którego dzieci używały do zabawy. Poszukiwani są świadkowie, którzy mogli widzieć jedno z rodziców lub oboje, ciągnących wózek.
Według sąsiadów, którzy rozmawiali z "Bildem" rodzeństwo zmarłej dziewczynki nadal przebywa w mieszkaniu z matką, która w odróżnieniu od jej męża nie została aresztowana.