point Pier, nie wykonywała tego zadania należycie i nie dokonywała kompleksowych przeglądów technicznych i reperacji!
A to właśnie - zdaniem inspektorów z NYC Economic Development Corp., czyli agencji miejskiej kontrolującej m.in. jak funkcjonują promy - doprowadziło do tego, że w czwartek 13 lutego mostek greenpoinckiej przystani przy India Street runął do lodowatej wody rzeki, dosłownie minutę po tym, jak ostatni pasażer wsiadł na pokład promu.
Okazuje się, że teren, gdzie znajduje się Greenpoint Pier, należy do Stiles LLC, firmy będącej prywatną spółką. To jednak nie przeszkadzało przedstawicielom operatora promu, którzy dali właścicielom wolną rękę w "opiece" nad terenem. Między innymi w "serwisowaniu" przystani. Do tego celu Stiles LLC wynajęło firmę BillyBey, która - jak mówią przedstawiciele właścicieli - przeprowadzała tygodniowe i miesięczne inspekcje. Każdą pod innym kątem. Problem w tym, że nigdy nie posłano nurków, aby ocenili stan słupów podtrzymujących przystań i mostek.
Przedstawiciele BillyBey tłumaczą teraz, że Greenpoint Pier nie ma jeszcze trzech lat, a bele, jakich użyto do budowy, mają gwarancję na 10-20 lat. To jednak zdaniem miejskich inspektorów nie jest wytłumaczeniem, aby nie przeprowadzać takich podwodnych kontroli. Wydarzenie sprzed ponad tygodnia jest tego najlepszym dowodem. Bo wstępne wyniki ekspertyzy stwierdzają, że przyczyną zawalenia mostka było przewrócenie się dwóch słupów, które go podtrzymywały.
Odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało, jeszcze nie ma, ale inspektorzy NYC Economic Development Corp. zapewniają, że wkrótce będzie znane, a wszelkie usterki oraz niedociągnięcia zostaną naprawione. To jednak nie jest zbyt duża satysfakcja dla mieszkańców Greenpointu, którzy do czasu ponownego przywrócenia promu muszą korzystać z podstawionego autobusu, który podwozi ich do najbliższego przystanku East River Ferry.