Według „New York Post” powołującego się na informatorów związanych ze śledztwem, pracownicy parku i akwenów wodnych, na terenie którego położony jest kurort byli alarmowani o zagrożeniu. Powiedziano im, że z uwagi na to, ze jeziorka są połączone systemami kanałowymi, aligatory bez trudu przedostają się między nimi. Dlatego też kazano im postawić wokół zbiorników wodnych ogrodzenie i znaki ostrzegające. Tego jednak nie uczyniono. A skutki okazały się bardzo tragiczne.
Życie stracił dwuletni chłopczyk, który beztrosko bawił się nad brzegiem jeziorka i na oczach rodziców i starszej siostrzyczki został porwany przez bestię. Jego ciało odnaleziono po 18-godzinnych poszukiwaniach. Śledczy teraz ustalają, dlaczego na terenie kurortu nie było żadnych ostrzeżeń i czemu nie zastosowano się do poleceń pracowników wydziału parków. Czyżby isney bał się, że taka informacja odstraszy klientów płacących dwa tysiące dolarów za noc?
Zarządcy disneyowskiego kurortu wiedział o aligatorach?
2016-06-18
2:00
Pieniądze były dla nich najważniejsze...? Zarząd disneyowskiego kurortu Seven Seas Lagoon na Florydzie był informowany o tym, że w wodach przy hotelu czają się aligatory. Informacji jednak nie upubliczniano, by... nie stracić klientów.