Szczegóły zbrodni nastolatka przywoływane przez amerykańskie media mrożą krew w żyłach. Varela miał poznać 18-latkę na domówce, którą sam organizował u siebie w mieszkaniu na przedmieściach Seattle. W pewnym momencie zamknął się z nią w swoim pokoju, po czym zaczęli zażywać narkotyki (m.in. THC w płynie czy też Xanax). W pewnym momencie dziewczyna zasłabła. Wówczas Varela wysłał jej półnagie zdjęcia swoim kolegom, pisząc w treści "LOL, chyba przedawkowała, ale wciąż oddycha", po czym ją zgwałcił. Po wszystkim odpalił jeszcze grę komputerową, po czym poszedł spać. Gdy wstał rano, okazało się, że dziewczyna nie żyje.
Dalsze poczyniania mężczyzny są równie bulwersujące, postanowił on bowiem normalnie udać się do swojej pracy. Tam miał chwalić się, że uprawiał seks z dziewczyną. Następnie próbował ukryć swoją zbrodnię, wysyłając wiadomości z telefonu ofiary do jej bliskich. Miało one wskazywać, że nastolatka zdecydowała się uciec z domu. Gdy matka dziewczyny rozpoczęła na Facebooku akcję poszukiwawczą swojej córki, na policję zgłosił się jeden ze współpracowników Vareli. Śledczy szybko udali się do jego mieszkania, gdzie znaleźli jej ciało zapakowane do plastikowej skrzyni.
Według portalu Buzz Feed, nastolatek, by zmieścić je do środka, połamał 18-latce nogi. Przesłuchującym go śledczym przyznał, że planował pochować ciało w ustronnym miejscu i "przykryć je cebulą", by zminimalizować przykry zapach.
Stacja radiowa KOMO NEWS, która relacjonowała proces, poinformowała, że Varela w sądzie przyznał się do wszystkiego i zapewniał ze skruchą: - Naprawdę żałuję tego co zrobiłem. Jakąkolwiek karę otrzymam, zasługuję na nią.
Matka ofiary wyrok 34 miesięcy pozbawienia wolności skwitowała krótko: - To żart. Jak dodała, osoby, które zrobią coś takiego, nie wychodzą z sądu "z tak lekką karą".
Sędzia Linda Krese zasugerowała zmiany w prawie, ponieważ prawodawcy "nie zdają sobie sprawy, jak ważne są ich decyzje przy ustalaniu kary maksymalnej".