W 1988 r. dwuletni chłopczyk Mao Yin został na kilku minut sam przy wejściu do hotelu, kiedy ojciec poszedł po wodę dla syna. Gdy wrócił, dziecka nie było. Poszukiwania na nic się zdały, chłopczyk przepadł jak kamień w wodę. Zrozpaczona mama Mao zwolniła się z pracy, rozdała 100 tys. ulotek z jego podobizną w wielu miastach i prowincjach Chin, szukała pomocy w organizacjach poszukujących zaginionych, występowała w telewizji i nigdy nie zapomniała o swoim synku. I wszystko jak krew w piach.
Dopiero niedawno policji udało się ustalić, że sprzed hotelu mały Mao został uprowadzony i sprzedany bezdzietnej parze za 6 tys. juanów (ok. 3,5 tys. Zł). Policjanci namierzyli go przy pomocy technologii rozpoznawania twarzy, a tożsamość potwierdziły również testy DNA.
W Chinach w związku z odnalezieniem 34-letniego już Mao zorganizowano konferencję prasową a rodzice nie kryli łez wzruszenia i ulgi. - Nie chcę być z nim już dłużej rozdzielona - powiedziała jego matka, Li Jingzhi. Mao odparł, że chce teraz spędzać czas z rodzicami.