Przepychanki ze służbą to był jednak dopiero początek. Wstydliwe sekrety pani premierowej nie mogły pozostać niezauważone. Jeśli Netanjahu myślała, że na sądowej batalii się zakończy, to grubo się myliła. Konflikt szefowej-sadystki i terroryzowanego personelu stał się pożywką dla żądnych sensacji dziennikarzy.
Patrz też: Premier odszedł przez niewierną żonę
Dziennik "Maariw" szybko podchwycił temat i zaczął wywlekać na światło dzienne wszystkie brudy z willi premiera. Miarka się przebrała, kiedy obwieścił Izraelczykom, że Sara Netanjahu bez żadnego powodu wyrzuciła na bruk 70-letniego ogrodnika, którego syn poległ za ojczyznę.
Do akcji wkroczyła premierowa. Oburzona wyssanymi z palca pomówieniami zażądała od gazety przeprosin, sprostowania i 270 tys. dolarów odszkodowania. Jeśli wierzyć jej zapewnieniom, ogrodnik dalej pracuje w posiadłości. Żona szefa rządu jest przekonana, że stała się celem ataku mediów. Na swoją obronę ma tylko tyle, że nie jest jak wszyscy sądzą bezduszną tyranką, która wykorzystuje słabszych.
Terror u premierowej
Innego zdania są byłe gosposie pani Netanjahu. Jedna z nich, Lillian Peretz (44 l.) poskarżyła się w sądzie pracy w Tel Awiwie, że przez 5 lat pracy premierowa wykorzystywała ją na wszelkie możliwe sposoby. Ponoć wydzwaniała do służącej w środku nocy, nie pozwalała jej też pić wody i jeść czegokolwiek z prywatnej lodówki. Przy marnej pensji Lillian musiała pracować w soboty, dzień szabatu.
Ile w tym prawdy, nie wiadomo. Jedno jest pewne: żona szefa rządu przez długi czas nie rozstanie się z etykietką bezlitosnej tyranki.
Wygląda na bezduszną sadystkę?