To żona wylosowała zieloną kartę…

2015-04-18 20:16

Jak masarz ze Skrody Wielkiej został Marszałkiem Greenpointu. Na Greenpoincie znają go chyba wszyscy. Właściciel popularnego „Podlasie Meat Market”, czy ekskluzywnego stek house’u „Amber” Henryk Skrodzki w tym roku poprowadzi Polonię z polskiej dzielnicy podczas parady Pułaskiego. Czy jednak wszyscy wiedzą jakie były jego początki w Stanach?

Kiedy dokładnie przyleciał pan do Nowego Jorku?
- To było w 1993 roku. Żona wylosowała zieloną kartę i podjęliśmy decyzję o przyjeździe do Stanów. Pierwsze nasze kroki skierowaliśmy na Greenpoint i… zostaliśmy tu na dobre. Tu urodziła nam się trójka wspaniałych dzieci.

Skąd pan pochodzi w Polsce?
-  Urodziłem się w miejscowości Skroda Wielka, w województwie podlaskim. Niemal od dziecka zajmowałem się tam rzeźnictwem. Już jako nastolatek jeździłem po wiejskich weselach i robiłem to, co później znajdowało się na weselnych suto zastawionych stołach.

To niełatwa praca. Co było najtrudniejsze?
- Zorganizowanie miejsca do uboju. Często bywało tak, że przyjeżdżałem do gospodarstwa w którym nie było warunków aby dokonać uboju, więc musiałem sam o wszystko zadbać. Ale, jak widać, dawałem sobie radę. Zanim przyjechałem do Stanów maiłem już na swoim koncie sto takich wesel! I na wszystkie sam przygotowywałem mięso.

Swoją pasję wykorzystał pan w Stanach, łącząc pracę z nabytym w Polsce doświadczeniem…
- Tak, po przyjeździe do Stanów poszedłem do pracy w sklepie. Jednak nie mogłem sobie tam na dobre znaleźć miejsca. Dopiero kiedy po pięciu latach od przyjazdu założyłem własny biznes poczułem, że Stany to miejsce, w którym możemy żyć i się rozwijać. A zważywszy na to, że od dziecka miałem smykałkę do interesów - ako mody chłopak handlowałem mięsem. - w 1998 roku w Nowym Jorku otworzyłem swój sklep z wędlinami. Znałem się na masarskim fachu i wiedziałem, że „Podlasie Meat Market” będzie strzałem w dziesiątkę.

Obecnie jest pan również właścicielem jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji na Greenpoincie.
- Tak, dokładnie pięć lat temu otworzyłem swoje najmłodsze biznesowe dziecko. Najpierw od podstaw wybudowałem budynek, w którym znajduje się restauracja a potem zaczęliśmy działać i serwować naszym klientom dania, które zadowoliły ich podniebienia. Myślę, że tego typu inwestycje podnoszą prestiż Greenpointu i przez to dzielnica staje się coraz bardziej ekskluzywna. Teraz już nie trafiają tu świeżo upieczeni emigranci tak jak ja trafiłem kilkanaście lat temu. Greenpoint jest po prostu dla nich za drogi. Obecnie mieszkają tu Ci Polacy, którzy wcześniej kupili sobie domy. Nowej emigracji nie widać.

Czy rodzina panu pomaga w prowadzeniu interesów?
- Tak, oczywiście. Bez ich pomocy nie miałbym szans na to, żeby wszystko mieć pod kontrolą. Żona w swoje ręce wzięła księgowość i musze powiedzieć, ze świetnie sobie  z tym radzi. Syn Łukasz już powoli przejmuje pałeczkę i wdraża się w biznes. Rano chodzi do szkoły a po zajęciach pracujemy razem. Każdego dnia mamy mnóstwo spraw do załatwienia, wiec we dwójkę jest nam łatwiej.

Ma pan jeszcze dwie córeczki. Czy one również są już zaangażowane w pomoc rodzicom?
- Starsza, 19-letnia Jessica zajmuje się młodszą, 8-letnią Angeliką, a żona ma więcej czasu na prowadzenie księgowości i dbanie o dom. Choć mamy swoją restaurację, to w domu prowadzimy zwyczajną zdrową domową kuchnię. Mało tego, w ubiegłym roku pojechaliśmy na farmę, kupiliśmy mnóstwo warzyw i owoców i robiliśmy kilka tygodni przetwory. Wiec mamy swoje skoki malinowe oraz różnego rodzaju pikle. Nic nie zastąpi przetworów własnej roboty, to po prostu niebo dla podniebienia.

W tym roku poprowadzi pan Polonię z Greenpointu podczas Parady Pułaskiego. Jak zareagował Pan na informację, ze został wybrany na marszałka?
- Ucieszyłem się bardzo. Choć nie byłem zaskoczony tą decyzję. Od lat działam i udzielam się w różnych organizacjach skupiających Polonię. Jestem osobą znaną w polonijnym środowisku. Spodziewałem się, ze Komitet Parady Pułaskiego wybierze mnie na marszałka polskiej dzielnicy. Sądzę, że objęcie funkcji marszałka Greenpointu jest wspaniałym prezentem na moje 50. urodziny, które obchodzić będę w czerwcu.

A jak zachęci pan młodą Polonię do jeszcze liczniejszego udziału w Paradzie Pułaskiego?
- To zadanie powierzam już mojemu synowi, który jest młodym przedsiębiorczym człowiekiem i z pewnością będzie miał na to sposób. Chcemy do udziału w paradzie zachęcać również Amerykanów, żeby razem z nami kroczyli na Manhattanie. Nie mogę jeszcze teraz wszystkiego zdradzić ale zapewniam, że podczas parady przewidujemy szereg niespodzianek. Zważywszy na to, że Wielkim Marszałkiem Parady Pułaskiego jest mój sąsiad, Artur Dybanowski, połączymy siły i będzie dużo się działo.

A kiedy przejmie pan szarfę marszałka Greenpointu?
- Dokładnie 16 maja, podczas balu, który odbędzie się na Greenpoinice. Zapraszam Czytelników Super Expressu, są jeszcze wolne stoliki.
Rozmawiała Agnieszka Granatowska

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki