W pomieszczeniach placówki były zaślepione wejścia łączące sklep z dawnym salonem fryzjerskim. Właściciel deli, nie podejrzewając niczego przyszedł do pracy... Z ulicy nie było żadnych oznak, że jego sklep został obrabowany. Handlowiec jednak załamał ręce, gdy otworzył drzwi i wszedł do środka. Okazało się, że zniknęło 12 tys. dol. oraz żywność i karty telefoniczne.
– Wszystko było porozwalane, ściana rozbita, złodziej nawet odciął prąd i przekręcił w bok kamerę monitorującą – opowiada wściekły przedsiębiorca, który od 9 lat prowadzi sklep wspólnie z żoną. Obecnie policja wciąż poszukuje sprawcy rabunku.