Ze względu na katastrofalną sytuację sanitarną Bojczenko zorganizował w środę, 22 czerwca, briefing prasowy. Przyznał, że w zajętym przez Rosjan Mariupolu nie da się uniknąć epidemii cholery na wielką skalę. "W mieście jest ogromna liczba naturalnych miejsc pochówków: na podwórkach i w parkach. A cała ta mieszanina śmieci, pochowanych zwłok, ścieków przemieszcza się w kierunku rzek i strumieni, zatruwając studnie, z których mieszkańcy są zmuszeni czerpać wodę, bo nie ma do niej innego dostępu" - cytuje go "Ukraińska Prawda".
Mariupol: zwłoki obok jedzenia
Władze okupacyjne poinformowały podobno, że zamknęły miasto na kwarantannę i ograniczyły dostęp do morza i rzek, ale to nic nie da, bo w tym samym czasie składują zwłoki zabitych Ukraińców gdzie się da, również w sklepach, z których mieszkańcom wydawana jest żywność. "Jest jedzenie, jest kostnica" - komentuje mer. Dodaje, że wiele osób zbiera wodę z zanieczyszczonych kałuż, bo nie mają innego wyjścia. "Nasi lekarze biją na alarm. Epidemia zabije tysiące ludzi" - mówi.
CZYTAJ TAKŻE: Jeniec z grupy Wagnera ujawnił, ILE płaci Putin. "Premie za skuteczny ostrzał"
Mariupol bronił się do końca
Mariupol położony nad Morzem Azowskim został zablokowany przez wojska rosyjskie 1 marca. Zakłady Azowstal broniły się przez kolejne tygodnie, po czym armia ukraińska poinformowała, że obrońcy "wypełnili swoje zadanie" i dowódcy polecili im ratować życie. Stopniowo zaczęto ewakuować żołnierzy. Wcześniej zakłady metalurgiczne opuścili chroniący się tam cywile - przypomina PAP. W mieście może wciąż pozostawać około 100 tysięcy mieszkańców.
CZYTAJ TAKŻE: Ukraińska koza bohaterką! Poszła na spacer i... wysadziła rosyjskich żołnierzy