Tym razem zdalne nauczanie trwało tylko/aż trzy tygodnie, od 20 grudnia. Przypomnijmy, że przedszkolakom nie wprowadzono obostrzeń sanitarnych. Zapytany, czy za sprawą Omikrona i przewidywanej wkrótce kolejnej fali zakażeń nie przyjdzie znów wysłać uczniów na zdalne nauczanie, wiceminister odpowiedział wymijająco i niepewnie: „Może tak być”. – Aczkolwiek dane z poprzedniej fali, która chyba wygasła – i być może przed nami kolejna fala zakażeń, tego jeszcze nie wiemy, choć spodziewamy się – pokazywała, że rzeczywiście w jakiejś niewielkiej części szkół była potrzeba przechodzenia na naukę hybrydową, gdzie część uczniów korzysta z nauki zdalnej, bo ktoś w klasie czy pracownik szkoły był zakażony, a pozostali korzystali z nauki stacjonarnej.
Ministerstwo Zdrowia ogłosiło, że dzięki zamianie tradycyjnego na domowe nauczanie udało się wygasić ogniska pandemiczne w szkołach. Rzecznik prasowy resortu orzekł (10 stycznia), że 3-tygodniowa przerwa świąteczna dla uczniów sprawiła, że udało się zredukować ogniska zakażeń w szkołach, z 3 tysięcy do 700. Czy to nie za mało? Czas pokaże. Wiceminister Piątkowski przyznał, że zdalna nauka ma swoje wady (dotyczące nie tylko jakości nauczania, ale także „sfery psychicznej, społecznej”. Konieczność wprowadzenia takiego rozwiązania, którego resort stara się unikać, tłumaczył tym, że podobnie „postępują państwa w innych krajach Unii Europejskiej”.
Nauka zdalna to nie tylko problem pedagogiczny, ale także natury medycznej. Z tego drugiego punktu widzenia: wpływa potencjalnie i hamująco na rozprzestrzenianie się kolejnych mutacji SARS-CoV-2 i rozwoju epidemii, jako takiej. Prof. dr hab. n. med. Joanna Zajkowska (Klinika Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku) w rozmowie z Interią nieco krytycznie oceniała decyzję resortu edukacji o powrocie do „klasycznego” nauczania. – Można było poczekać z powrotem do stacjonarnej nauki mając obecne prognozy dotyczące rozwoju pandemii w Polsce. Swoją opinię oparła na prognozach epidemicznych opracowanych przez Grupę MOCOS. Z jej wyliczeń ma wynikać, że do końca stycznia liczba zakażeń ma wzrosnąć ponad 9-krotnie. Jeśli te prognozy miałby się sprawdzić, to w lutym będzie się notować dziennie po kilkaset tysięcy zakażeń Omikronem.
– Połowa populacji w Polsce może zarazić się w ciągu następnych dwóch miesięcy. W szpitalach przebywają już pacjenci z Deltą, a teraz dojdą, nawet jeżeli z lżejszym przebiegiem, pacjenci z Omikronem. I tak naprawdę niewiele można zrobić, by mu się przeciwstawić, tak jest ekspresowy – przyznaje (10 stycznia) w rozmowie z wrocławską „Gazetą Wyborczą” prof. Tyll Krüger (Katedra Automatyki, Mechatroniki i Systemów Sterowania Politechniki Wrocławskiej), założyciel międzynarodowej Grupy MOCOS, która zajmuje się modelowaniem i przewidywaniem kolejnych fal COVID-19. Jako, że od 15 stycznia do 27 lutego uczniowie (w różnym terminie, w różnych województwach) będą mieli ferie zimowe, to raczej ogólnopolskiego powrotu z normalnego do zdalnego nauczania nie należy się spodziewać. Potem nie da się wykluczyć takiego rozwoju sytuacji.