Z jednej strony to dobrze – bo, jak wiadomo, że ktoś jest chory, to może być izolowany. Z drugiej – źle, bo lepiej nie odczuwać choroby, choć naukowcy ostrzegają, że bezobjawowcom też grożą pochorobowe powikłania. Już we wrześniu 2020 r. naukowcy z Uniwersytetu Berneńskiego (Szwajcaria), na podstawie analizy 80 badań z udziałem osób z pozytywnym wynikiem testu PCR w kierunku koronawirusa, wykazali, że całkowicie bezobjawowy C-19 dotyczył niecałych 20 proc. chorych. U 80 proc. osób, u których wykryto SARS-CoV-2, dawał on objawy. Najczęściej nie z początku, ale prędzej czy później pojawiały się (w różnym nasileniu) symptomy COVID-19. Najczęściej były to: gorączka, intensywny kaszel, duszności i problemy z oddychaniem. Niektórzy chorzy skarżyli się także na bóle mięśni, głowy, utratę węchu lub smaku.
Widocznie jednak pogląd o tym, że 80 proc. zarażonych nie ma objawów choroby, albo ma je minimalne, nadal jest dominującym w tzw. przestrzeni publicznej, skoro posługuje się nim nawet prof. Andrzej Horban, doradca premiera ds. COVID-19. Z początkiem marca zapytany o statystykę dziennych zachorowań, odpowiedział: „Jeśli przyjmiemy przelicznik, że 80 proc. chorych przechodzi zakażenie koronawirusem bezobjawowo, a 20 proc. objawowo, to faktycznie, możemy mieć 100 tys. zachorowań dziennie” – wyliczał zakaźnik Wirtualnej Polsce.
„Panta rhei” (wszystko płynie) powiedział grecki filozof Heraklit z Efezu, wykazując, że rzeczywistość jest zmienna. I widać to doskonale na przykładzie wypowiedzi naukowców o pandemii. W czerwcu 2020 r. WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) wycofała się ze stwierdzenia jednego z jej ekspertów o tym, że „bezobjawowi pacjenci z COVID-19 zarażają rzadko”. Nazwano je nieporozumieniem. A badania ekspertów spoza WHO wykazały, że opinie również ekspertów, ale z WHO, są błędne. Wówczas jeszcze mówiło się o szczepionkach przeciw COVID-19 (nie ma szczepionek „na koronawirusa”, czy SARS-CoV-2, jak to często czyta się i słyszy w mediach!). Teraz szczepionki już są i mówi się o tym, czy zaszczepieni, gdyby się zarazili, to będą zarażać innych.
– Szczepionka nie chroni przed zakażeniem. Zaszczepiony może się więc po kontakcie z wirusem zakazić się. Wirus namnoży się wówczas w komórkach, ale w takiej ilości, że zaszczepiony nie zachoruje, ale wraz z oddechem będzie mógł wydychać, małe ilości, ale jednak. Wiemy obecnie, że SARS-CoV-2 przenosi się nie tylko drogą kropelkową, ale także – nawet przy spokojnym wydychaniu – może przenosić się z prądem powietrza – tłumaczył se.pl prof. wirusolog Tomasz J. Wąsik ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak w wielu badaniach nad istotą SARS-CoV-2/COVID-19, słowa „mogą” lub „może” są kluczowe.
W styczniu niemiecki Instytut Roberta Kocha orzekł, że „posiadane dane nie pozwalają definitywnie ocenić skuteczności szczepionek mRNA przeciwko COVID-19 pod kątem zapobiegania lub ograniczania przenoszenia zakażenia” Jedno z lutowych badań przeprowadzonych w Izraelu wykazało, że osoby zaszczepione, które zachorowały na COVID-19, miały w sobie 4-krotnie mniej wirusa w swoich organizmach od chorych niezaszczepionych. Badania Pfizera wskazują, że szczepionka tego koncernu jest w 94 proc. skuteczna w zabieganiu bezobjawowym zakażeniem koronawirusem. Czy więc zaszczepieni i ozdrowieńcy już mogą ściągać maseczki. Chwila, chwila. Dowodów na zmniejszenie transmisyjności po zaszczepieniu się jeszcze jest zbyt mało, by dla takich osób chodzenie bez masek faktem się stało.