O tym, że palenie, nie tylko papierosów, zdrowiu nie służy (acz niektórych uspokaja), wiedzą wszyscy. Łącznie z palącymi. Wiedza o tym, że dymek wchodzi z lekami w niekorzystne interakcje dla leczącego się, nie jest już tak powszechna. To na okoliczność dnia bez papierosa i następnych z papierosem co nieco o tym, jak palenie i przyjmowanie leków wpływa na działanie tych drugich... Skoro medykamenty są (najczęściej) produktami chemicznymi, to nie które związki chemiczne zawarte w dymie tytoniowym mają wpływ na działanie leków. Te by zaczęły działać, muszą być wchłonięte przez organizm. W przypadku leków podawanych palaczom wyziewnie i doustnie stwierdzono, że wchłanianie jest zmniejszone. To z tego powodu, że dym zmienia budowę błon śluzowych i naczyń krwionośnych, przez które absorbowane są leki. A jak rzecz ma się z lekami, które trzeba połknąć?
Każdy lek, bez względu na sposób jego aplikowania, musi zostać zmetabolizowany (rozłożony na niegroźne związki chemiczne) przez wątrobę. Palenie, a ściślej ujmując: tlenek węgla i kadm zawarty w dymie, opóźnia proces, co może skutkować nasileniem się niepożądanych działań leku. Jak wszystko co człowiek przyjmuje, musi być wydalone z jego organizmu. Zmetablizowane leki również. „Udowodniono, iż u palaczy metabolity reakcji mogą być szybciej usuwane przez nerki, co doprowadza do szybszego spadku stężenia leku we krwi” – wyjaśnia farmaceutka Monika Cichocka. Nie tylko dym i kilka tysięcy jego chemicznych składników nie idą w parze farmakoterapią. Nie należy zapominać, że w tytoniu jest nikotyna (to ona uzależnia fizycznie), która też wchodzi w interakcje z lekami. M.in. zmniejsza działania psychotropowych leków i przeciwnotwotworowych i uwaga, uwaga - zwiększa ryzyka wystąpienia zakrzepicy, zatoru płucnego, zawału u kobiet stosujących antykoncepcję hormonalną. Konkludując: leczysz się, nie pal. Albo przeczytaj ulotkę dołączoną do leku, czy może łykać te tabletki i zapalić papieroska.
Słyszeliście pewnie o takiej mantrze: „Każdy lek jest trucizną. Trzeba stosować je w sposób odpowiedzialny". Można powiedzieć też: niektóre trucizny, zastosowane w sposób odpowiedzialny, mogą być lekiem. Znana każdemu kurara (stosowana w Ameryce Południowej przez Indian do zatruwania strzał) uśmierca błyskawicznie, ale to dzięki tej truciźnie… w latach 20. minionego wieku rozwinęła się anestezjologia! To na marginesie, bo o tytoniu ma być, a nie o kurarze. Tytoń leczy? Z pewnością nie wtedy, gdy się go pali.
W 2014 r. naukowcy z La Trobe University w Melbourne w Australii odkryli w tytoniu ozdobnym (Nicotiana alata) takie białko, które rozpoznaje komórki nowotworowe i je niszczy. Nazwali je NaD1. „Należy ono do grupy białek – defensyn (jedna z głównych grup peptydów kationowych), które naturalnie chronią rośliny przez infekcjami grzybicze. Zdolność białka do niszczenia ludzkich komórek nowotworowych naukowcy wyjaśniają podobną strukturą komórek ssaczych do grzybowych. Podczas prowadzonych badań naukowcy sprawdzali właściwości NaD1 w stosunku do ludzkich linii nowotworowych w tym chłoniaka, raka szyjki macicy i prostaty. Okazało się, że białko wyizolowane z tytoniu powoduje tworzenie porów w błonie komórek i tym samym prowadzi do ich śmierci” – czytamy w materiale zamieszczonym w portalu bitechnologia.pl. Badania na NaD1 nadal trwają. W 2009 r. zespół włoskich naukowców wyhodował zmodyfikowany genetycznie tytoń, produkujący aktywną biologicznie interleukinę-10 (blokera stanów zapalnych, dzięki której można byłoby leczyć choroby autoimmunologiczne i przewlekłe stany zapalne. Zresztą, w dawnych wiekach liśćmi tytoniu opatrywano rany. Dziś mamy już znacznie lepsze środki opatrunkowe.
Polecany artykuł: