- Z tego wszystkiego odechciało mi się żyć - wspomina pani Marzena Chwiałkowska (36 l.) ze Śląska. - Bo jak tu normalnie funkcjonować, kiedy człowieka boli dosłownie wszystko i nic się nie chce. Paraliżował mnie strach, że coś się za chwilę ze mną stanie. Dzieci wciąż pytały, dlaczego jestem taka smutna i obolała.
Znajoma psycholog podejrzewała depresję i zalecała leczenie farmakologiczne, ale pani Marzena nie chciała faszerować się chemią. I wtedy koleżanka wspomniała o bioenergoterapeucie, który jej pomógł, gdy miała silną depresję. W dodatku wyleczył ją przez telefon! - Nie chciało mi się wierzyć, bo sama jestem psychologiem i wiem, że leczenie depresji jest bardzo trudne i długie - mówi pani Marzena. - Ale co miałam do stracenia? Umówiłam się najpierw na telefon. I już po pierwszym takim seansie poczułam w sobie niesamowitą energię. Potem był jeszcze jeden seans i spotkanie. A teraz po moich problemach nie ma śladu. Czuję się zdrowa i pełna chęci do życia.
Krzysztof Jasieniecki (50 l.) tak wspomina pierwszy kontakt z panią Marzeną:
- Była w tragicznym stanie, cierpiało jej ciało i dusza. Sam nie wiedziałem, jak może się ta terapia zakończyć. Ale udało się. Dziś ta pani jest pogodnym i szczęśliwym człowiekiem.
- Pan Krzysztof dokonał cudu. Znowu chce mi się żyć i pracować - wyznaje pani Marzena.