W Wielkiej Brytanii jest obowiązek zakrywania twarzy i nosa, jak w Polsce. Trwa dyskusja, czy lepiej nosić maseczkę, czy też przyłbicę? Do tej ostatniej zdają się przekonywać publikacje w „Journal of American Medical Association”, w których stwierdza się, że przyłbice są lepszym zabezpieczeniem przed wirusami niż niemedyczne maseczki, najczęściej szyte w domach. A takie także są zalecane w USA i Wielkiej Brytanii. Linda Bauld, profesor zdrowia publicznego Uniwersytetu w Edynburgu powiedział dziennikowi „The Guardian”, że potrzebne są badania „nad alternatywnymi formami ochrony twarzy, zanim będą mogły być polecane do ogólnego użytku”. Tymczasem inni brytyjscy naukowcy twierdzą, że przyłbice to odpowiednia alternatywa dla osób, które nie mogą używać maseczek.
Bill Keevil, profesor ochrony środowiska na Uniwersytecie w Southampton, podkreśla, że przyłbice zmniejszają transmisje wirusów na innych. Ponadto łatwiej je produkować niż maseczki, łatwiej dezynfekować i przede wszystkim blokują twarz noszącego przed mimowolnym odruchem jej dotykania. Sądzić należy, że gdyby pod przyłbicą nosić maseczkę (najlepiej certyfikowaną lub wzmocnioną... pończochą) to zwolennicy obu tez byliby pogodzeni.
A wracając z Wysp do Polski, to trzeba przypomnieć, że u nas również zmieniały się płynnie zasady używania ŚIO (środków indywidualnej ochrony). Na początku epidemii Ministerstwo Zdrowia oraz krajowy konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych przypomieli, że niemedyczne maski mają być wykonywane nie z byle czego, ale z materiałów mających standard 100 OEKO-TEX. W marcu dominowało przekonanie, że maski są dla chorych, by nie zarażali, a zdrowi, zgodnie z zaleceniami WHO, nie powinni ich nosić. Pojawiły się wtedy informację, że nawet maski chirurgiczne zmniejszają ryzyko „złapania” wirusa. Dlatego dochodziło do takich sytuacji, że minister zdrowia występował w Sejmie bez maseczki (bo był zdrowy), a polityk, na przykład, Borys Budka był zamaseczkowany (na wszelki wypadek).
Noszenie masek na ulicy, a tym bardziej na spacerze w parku, nie ma większego sensu – mówili wówczas zakaźnicy. 16 kwietnia minister Szumowski już używał maseczki. Wprowadzono wtedy nakaz zasłaniania ust i nosa (nie było mowy o obowiązku używania maseczek). Zamiast maski, wystarczył szalik. „Szalik ma niewiele wspólnego z medycyną. Chyba, że ministrowi zdrowia chodzi wyłącznie o poprawę samopoczucia społecznego” – mówił SE (10 kwietnia) epidemiolog dr Paweł Grzesiowski. Dzisiaj mówi się, że noszenie na twarzy masek, przyłbic (i szalików, a jakże) ma chronić innych przez wirusami rozsiewanymi przez „chorych bezobjawowo”. Skoro nie wiadomo, kto jest chory, to takie (para)ŚIO muszą nosić wszyscy w tzw. przestrzeni publicznej. Spokojnie, resort obiecuje załagodzić wkrótce profilaktyczne restrykcje. Chyba że... minister Łukasz Szumowski nadal będzie uważał, że maseczki będzie można zdjąć, gdy będzie dostępna szczepionka przeciwko SARS-CoV-2.
Czytaj SUPER EXPRESS bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express. KLIKNIJ tutaj.
Polecany artykuł: