„Super Express”: – Teraz mamy 56 proc. zaszczepionych w pełni przeciwko COVID-19. Od 1 do 15 stycznia – wzrost o procent. Rok temu, gdy zaczęto szczepić, zakładał pan, że na koniec roku jaka część społeczeństwa zaszczepi się?
Paweł Mierzejewski: – Spodziewałem się, że to będzie ok. 60 proc. Może nie od razu, bo to mało kto mógł wtedy cokolwiek przewidzieć. Przypomnę, jak na początku powoli toczyła się akcja szczepień. Były problemy z dostawami szczepionek, z ich dystrybucją. Wtedy, gdy brakowało szczepionek, popyt na nie był duży. Potem się to się odwróciło. Zaszczepionych będzie przybywało, choć prognozując ten wzrost, nie należy być hura-optymistą. Sporo osób zaszczepi się dodatkowo, gdy wejdzie użycia szczepionka Novavax. Nie ma co ukrywać, że wiele osób czeka na szczepionkę będącą alternatywą dla szczepionek mRNA Pfizera i Moderny i wektorowych firm AstraZeneca czy Johnson&Johnson.
– A niby dlaczego nie chcą się nimi szczepić?
– Są tacy, którzy chcieliby zaszczepić się produktami wyprodukowanymi, nazwijmy to tak, metodami tradycyjnymi. Takimi, które opierają się na sprawdzonej już metodzie wywołania immunogenności. Wiem, że jest zainteresowanie Novavaxem, tylko nie ma jeszcze u nas tej szczepionki. Gdy będzie, to – sądzę – że zainteresowanie szczepieniami przeciw COVID-19 powinno nieco ruszyć.
– Dlaczego jednak nie chcą „modern” i „pfizerów”. Przecież słyszymy, że to wzory nowoczesności w farmakologii...
– Obawiają się nimi szczepić, dlatego właśnie, że są stworzone na podstawie najnowocześniejszych technologii. Nie można się dziwić, że są wśród nas tacy, którzy chcą korzystać nie z najnowocześniejszych technologii, ale z technologii sprawdzonych.
– Mocne. Nie wszystkim taka opinia może podobać się. Przecież produkt jest sprawdzony i bezpieczny, ryzyko wystąpienia powikłań po zaszczepieniu jest bez porównania mniejsze od ryzyka zachorowania i konsekwencji choroby.
– Bardzo chciałbym, by tak było. Powiem szczerze: sam wiązałem i wiążę nadal duże nadzieje z rozwojem technologii mRNA, nie tylko w kwestii dotyczącej szczepień. Uważam, że jest to technologia przyszłości; przyszłości – podkreślę. Obecnie, z tego co już jest wiadome, nie jest tak że szczepionki oparte na technologii mRNA są tak bezpieczne w użyciu, jak myśleliśmy na samym początku ich stosowania. Wiemy, że szczepienia powodują poważne działania niepożądane przede wszystkim zapalenie mięśnia sercowego i zdarzenia zatorowo-zakrzepowe, które pojawiają się nie aż tak rzadko,. To po pierwsze. Po drugie: tych NOP-ów może w Polsce jest mało, mało zgłaszanych. Jednak w krajach, gdzie system zgłaszania NOP-ów jest bardziej aktywny – tych zdarzeń jest znacznie więcej niż u nas. Z tego co wiem, to w Polsce lekarze nie palą się do tego, by zgłaszać NOP-y. W Polsce jest bardzo mało zgłoszonych niepożądanych odczynów poszczepiennych,
– Bezpieczne szczepienia to przesadne stwierdzenie?
– Szczepionki, o których rozmawiamy, mogą powodować szereg działań niekorzystnych dla organizmu, łącznie ze zgonami. One są również zgłaszane w Polsce, NOPy powinno się zgłaszać do Państwowej Inspekcji Sanitarnej. To się wszystko zdarza. Zasadniczy jest końcowy, bilans strat i korzyści, jaki będzie zobaczymy...
– Nie tak dawno mój znajomy stwierdził, że skoro, jak podał minister zdrowia, w którymś dniu przez COVID-19 zmarło 30 proc. zaszczepionych, to szczepionki są do niczego. To mu odpowiedziałem, że 70 proc. zmarłych było niezaszczepionych. Z tego wychodzi per saldo, że lepiej być zaszczepionym niż niezaszczepionym…
– Trzy razy większe jest ryzyko śmierci u niezaszczepionego pacjenta covidowego...
– Na początku grudnia minister Niedzielski mówił, że szczepienie zmniejsza prawdopodobieństwo zgonu 60-krotnie.
– Wszystko zależy na podstawie jakich wyników formułowana jest taka ocena. Wiem, że minister posługiwał się statystykami, które dotyczyły często okresów z początku roku, kiedy to umierali wyłącznie niezaszczepieni, bo nie było zaszczepionych. Wtedy można i tak ocenić ryzyko zgonu. Jeśli weźmie się statystyki z ostatniego, tygodnia lub miesiąca, co będzie bardziej adekwatnego do aktualnego stopnia zaszczepienia społeczeństwa, to współczynnik zgonów będzie się miał 25 proc. u zaszczepionych, 75 proc. – u niezaszczepionych. Trzeba brać pod uwagę to, że teraz 56 proc. osób, u których zdiagnozowano SARS-CoV-2, to zaszczepieni. Z tego wynika, że szczepienia niestety nie chronią przed zakażeniem. To już wiemy, nie ma w tej kwestii sporów. Wynika także, że nie chronią przed zgonem z powodu COVID-19 tak, jak się to na początku wydawało. Teraz ta ochrona jest na poziomie 3-krotnym, co nadal jest dużo. Istotne jest też o jakiej grupie wiekowej jest mowa…
– Wiekowych mniej chronią niż młodych?
– Tak. Według moich obserwacji w przypadku osób w wieku 85+, już schorowanych, szczepionki wykazują mniejszą skuteczność w ochronie przed ciężką chorobą lub zgonem.
– Skoro spada skuteczność szczepionek, to co z lekami na SARS-CoV-2/COVID-19?
– W ciągu roku mało się mówiło na ich temat. Tymczasem skuteczne leki był dostępne od samego początku epidemii. Podstawowymi lekami skutecznymi, już od 1,5 miesiąca w standardach leczenia, są sterydy. Teraz każda osoba z wynikiem dodatnim na SARS-CoV-2 powinna być leczona budezonidem wziewnym, dużymi dawkami, przez początkowy okres infekcji, by zapobiec nadmiernej reakcji immunologicznej na wirusa. Badania pokazują, że to zapobiega ciężkiemu przebiegowi COVID-19 nawet na poziomie 90 proc. Do tego dochodzi profilaktyka antyzakrzepowa. Już na poziomie średnio objawowego covida stosuje się heparynę drobnocząsteczkową. Uważam, że powinno się ją podawać jeszcze wcześniej, bo niesie to niewielkie ryzyko powikłań, a bardzo dobrze zabezpiecza pacjenta przed incydentami zakrzepowo-zatorowymi, bardzo groźnymi w covidzie. Trzecie grupa leków to antybiotyki. Też za późno są włączane do terapii u wielu pacjentów, przez co dochodzi do koinfekcji, rozwoju ciężkiego zapalenia płuc. A wówczas działanie antybiotyków jest mniej skuteczne. I mamy jeszcze leki będące przedmiotem dyskusji…
– Amantadyna?
– Słynna amantadyna, odżegnywana od czci i wiary, jako lek bardzo groźny w leczeniu z COVID-19, mogący wywoływać wiele skutków ubocznych, co było i jest o tyle dziwne, że to lek znany i od dawna stosowany winnych wskazaniach. Dlatego ten nagły niepokój o bezpieczne działanie tego leku był dla mnie nieco niezrozumiały. Tak bym to określił. Z badań prowadzonych przez prof. Konrada Rejdaka, z wyników pośrednich, wychodzi, że amantadyna jest bezpieczna w leczeniu COVID-19, jak bezpieczny może być każdy sprawdzony lek. Pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie, czy jest także skuteczna? W ocenie używających jej w leczeniu z COVID-19 takim lekiem jest. Nie ma tego potwierdzenia w badaniach naukowych, które – z różnych przyczyn – ciągną się i ciągną. Tak to jest, gdy medycyna zaczyna się mieszać z polityką i biznesem. To nie jest dobrze dla medycyny.
– A czy dobrze jest, że Pfizer i Moderna za parę miesięcy wypuszczą szczepionkę nakierowaną na Omikrona?
– Przypuszczam, że na rynku mogą się one pojawić w maju. W marcu powinny być gotowe, ale trzeba dołożyć jeszcze czas na wypełnienie procedury rejestracyjnej. Ona będzie skrócona. Nie od początku, jak dla nowego produktu, tak przypuszczam, ale będzie to taki „update” wcześniejszej, podobna do tej, jakiej podlegają sezonowe szczepionki przeciwko grypie. Widzę tylko jeden problem. W maju Omikron osiągnie apogeum, rozprzestrzeniania się i również do maja może okazać się, że pojawi się nowy wariant koronawirusa.
– Ludzkość i przemysł farmaceutyczny ścigają się z SARS-CoV-2?
– Ten wyścig trwa od samego początku epidemii i to było już wówczas wiadome. On podobnie jak inne wirusy RNA szybko się zmienia i pod początku wiadomo było, że pojawią się mutacje, które będą „uciekały” szczepionkom.
– To znaczy, że epidemia będzie wieczna, będzie trwała dopóki WHO nie ogłosi jej końca? Kiedy znów świat będzie stał na nogach, a nie na głowie?
– Nie chciałbym bawić się we wróżkę. Czytałem, że światowa wyrocznia w kwestii COVID-19, Bill Gates obwieścił, że po Omikronie skończy się pandemia. Ludzkość w sposób naturalny i przez szczepienia nabierze odporności i kontakt z kolejnymi wariantami koronawirusa będzie prawdopodobnie miał łagodne skutki. I chyba to jest naturalny scenariusz, który już przerabialiśmy przy okazji innych, wcześniejszych pandemii.