Od razu powiedzieć sobie trzeba wprost: nie tylko 500, 1000 pielęgniarek ukraińskich, ale nawet i pięć razy więcej, nie rozwiąże problemów kadrowych naszej ochrony zdrowia. Powstawały one przez wiele lat i nie da się ich przezwyciężyć w kilka miesięcy. – Każdego roku ok. 10 tys. pielęgniarek i położnych odchodzi na zasłużony odpoczynek, a do zawodu wchodzi tylko ok. 5 tys., chociaż w ostatnim roku wydaliśmy nieco więcej, bo ok. 6,9 tys. praw do wykonywania zawodu. Nie wszyscy podjęli jednak pracę. Tak naprawdę w tej chwili system może wchłonąć każdą liczbę pielęgniarek i położnych z Ukrainy. Nie boimy się, że nasze koleżanki z Ukrainy zaleją rynek, bo pracy jest bardzo dużo, a kadry mamy zbyt mało w stosunku do potrzeb – podkreśla Zofia Małas, prezesująca Naczelnej Radzie Pielęgniarek i Położnych. Z tych. Z tych pół tysiąca zarejestrowanych dotąd pielęgniarek, dwieście ma już prawo do wykonywania zawodu, czyli są po tzw. nostryfikacji. Trzysta ukraińskich pielęgniarek zdobyło wykształcenie medyczne na naszych uczelniach.
Pielęgniarek z Ukrainy pracujących w polskich szpitalach, przychodniach zdrowia itd. przybędzie. I to szybciej nie działo się to dotychczas. A to za sprawą tzw. specustawy ukraińskiej wykazującej szczegóły polityki pomocowej dla wojennych uchodźców. Ustawa minimalizuje formalności w drodze do uzyskania prawa do wykonywania zawodu medycznego w Polsce. Teraz, jak informuje Zofia Małas na rozpatrzenie czekaj, w ramach tzw. szybkiej ścieżki, 500 podań. W najlepszej sytuacji są te kandydatki, które znają polski w mowie i piśmie. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której pracownik medyczny, i to jeszcze mający bezpośredni kontakt z pacjentami, był biegły w sztuce medycznej, ale nie potrafił wypełnić dokumentacji medycznej. A jej wypełnianie, to spora część pracy wykonywanej przez pielęgniarki.
Czy to oznacza, że gdy ukraińska pielęgniarka nie spełnia tego podstawowego warunku, to może zapomnieć o pracy „w medycynie”. Niekoniecznie, ale musi być świadoma, że będzie wykonywała pracę daleką od jej rzeczywistych kwalifikacji. – Liczymy na to, że polscy pracodawcy będą zatrudniać ukraińskich medyków, pielęgniarki i położne na stanowiskach pomocniczych. To może być na początek np. odpowiednik dawnej sanitariuszki, salowej, to może być też sekretarka, która przy okazji pomoże w tłumaczeniach w przypadku potencjalnych problemów, ponieważ Polacy na ogół nie znają języka ukraińskiego…
Nie należy spodziewać się licznego wzmocnienia kadr pielęgniarski przez ukraińską odsiecz. A i te panie, które zdecydowałyby się pracować w zawodzie (po dopuszczeniu do jego wykonywania), albo na stanowiskach pomocniczych, nie muszą zakotwiczyć się w systemie na stałe. W pierwszej kwestii – większość personelu medycznego pozostała na Ukraini. A ci medycy, którzy, z różnych przyczyn, mogli wyjechać z Ukrainy, gdy nastanie pokój, w 90 proc. wrócą do siebie. Reasumując: każdy zastrzyk nowej kadry medycznej jest pożądany, ale nie oczekujmy, że rozwiąże to problemy kadrowców.
Polecany artykuł: