Radni zdecydowali. Za pobyt w izbie wytrzeźwień trzeba zapłacić jeszcze więcej

i

Autor: zdjęcie ilustracyjne pixabay/RyanMcGuire

Dobry trunek na epidemiczny FRASUNEK. Pijemy więcej, WYTRZEŹWIAŁKI zapraszają

2021-03-13 12:50

W Polsce nie ma pewnych danych o tym, ilu obywateli jest alkoholikami. W wersji optymistycznej – minimum 700 tys. W wersji pesymistycznej – dwa razy więcej. Szacuje się, że ok. 12. proc. społeczeństwa nadużywa alkoholu, czyli jest na „dobrej” drodze do popadnięcia w chorobę alkoholową. Od roku sytuacja (nie tylko) w kraju jest „alkohologenna”. Skutkiem ubocznym pandemii jest zwiększona konsumpcja trunków wszelakich.

U nas nie prowadzono szeroko zakrojonych badań o wpływie sytuacji pandemicznej na sięganie po alkohol. Coś takiego wykonano (w połowie ub. roku) na podstawie respondowania 58 811 osób m.in. z Australii, Austrii, Brazylii, Francji, Niemiec, Szwajcarii i USA. Z raportu Global Drug Survey wynika, że 43 proc. respondentów podało, że w czasie pandemii częściej sięgało po trunki, 36 proc. badanych przyznało, że pije więcej niż przed pandemią. Zważywszy, że od badań minęło 8 miesięcy, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że liczby te dziś są wyższe.

Wg danych (sprzed pandemii) podawanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za przyczyną alkoholu co roku na tamten świat przechodziło 3 mln osób, z czego milion w Europie. A jak jest w Polsce? „W wyniku izolacji Polacy zaczęli nadużywać alkoholu. Jego spożycie od marca 2020 roku wzrosło niemal o 30 proc.” - informuje branżowy portalspozywczy.pl. Dodajmy, że poza Polską też piją więcej, skoro według danych Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa eksport polskiego alkoholu zwiększył się w zeszłym roku o 19 proc. 

Lekarz zalecił nam leczyć się bimbrem, przez syna policja zabrała aparaturę

W całej tej sytuacji potępiane w czambuł, jak relikt komunistycznej przyszłości, izby wytrzeźwień, mają wzięcie, choć od pewnego czasu nie można doprowadzić się do stanu nietrzeźwości w restauracjach. Gdzie więc się upijamy? Wniosek jest oczywisty. W kraju ostało się jeszcze 36 „wytrzeźwiałek”, które nieprzerwanie funkcjonują od 1956 r. na mocy rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych do ustawy z tego samego roku o zwalczaniu alkoholizmu. Oczywiście po drodze było kilka nowelizacji i nie wdając się w prawne szczegóły dziś jest tak, że w mieście pow. 50 tys. mieszkańców powinna być izba wytrzeźwień. Samorząd może ją utworzyć, ale nie musi.

W czasie pandemii w „wytrzeźwiałkach” muszą być przestrzegane procedury sanitarne. „Rynkowi Zdrowia” dyrektor Ośrodka Pomocy Osobom z Problemami Alkoholowymi w Częstochowie wyjawia: – Są dni, gdy brakuje miejsc. Reżim epidemiczny spowodował, że na salach, by ograniczyć ryzyko transmisji koronawirusa trzeba kłaść mniej pacjentów – mówi Marek Zielonka. Dlatego w tej izbie przyjęto zasadę: jedna sala, jeden pacjent. – Mamy 40 miejsc, ale przy obecnych wymogach, po uruchomieniu dwóch dodatkowych sal, możemy zapewnić opiekę i nocleg 10-12 osobom. Są dni, kiedy nie jesteśmy w stanie sprostać zapotrzebowaniu na pobyt u nas...

Teraz już u wejścia do takich przybytków nie wiszą tabliczki z napisem „IZBA WYTRZEŹWIEŃ”. Jakoś to nie po europejsku. Zastąpiono to określenie (urzędowo nadal istniejące) innymi: ośrodkami pomocy terapeutycznej, punktami pomocy doraźnej, ośrodkami interwencji terapeutycznej. Nazwy zmieniły się, istota funkcjonowania pozostała ta sama. Tym bardziej, że za „wytrzyeźwiałki” służą także policyjne izby zatrzymań, czyli tzw. dołki. Osoby doprowadzone do takich przybytków pozostają tam aż do wytrzeźwienia, nie dłużej jednak niż 24 godziny. Nieletnich umieszcza się w odrębnych pomieszczeniach, oddzielnie od osób dorosłych. Wszyscy w nich umieszczeni powinni zapłacić. Za pobyt aktualnie trzeba zapłacić ponad 300 zł. To drożej niż w niejednym hotelu. Tyle, że te w czasie pandemii najczęściej były/są zamknięte...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze artykuły