Czy jednak e-porady, czyli zastąpienie wizyty u lekarza POZ (podstawowej opieki zdrowotnej), to „czysta” telemedycyna? Czy jest są one równoznaczne z przeprowadzaniem operacji na odległość, albo monitorowaniem stanu zdrowia pacjenta w dowolnym miejscu? Zdania są podzielone. Tymczasem mamy to, co mamy. Agnieszka Kister, dyrektor Departamentu e-Zdrowia w Ministerstwie Zdrowia uważa, że Polacy zaakceptowali informatyczne rozwiązania. – Prawie 97 proc. badanych podkreślało, że nowe technologie są kierunkiem, który powinnyśmy wykorzystać i rozwijać. Andrzej Cisło, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej studzi nieco entuzjazm resortu zdrowia. – Należy się zastanowić, czy rzeczywiście we wszystkich segmentach e-zdrowia dokonaliśmy tak dużego przyspieszenia… Sprawdziła się e-recepta, e-zwolnienie, ale nadal PROFIL ZAUFANY (a w nim Internetowe Konto Pacjenta) ma tylko nieco ponad 5 mln Polaków. Owszem, cztery lata temu, miało go 400 tys. osób, ale do powszechnego użytkowania tego rozwiązania jeszcze sporo brakuje. – Prawdziwym zwornikiem systemu będzie natomiast powszechny dostęp pacjenta i lekarza do Indywidualnego Konta Pacjenta – mówił (15 czerwca) wiceprezes Cisło.
By telemedycyna rozwijała się w publicznym systemie ochrony zdrowia trzeba, aby takie świadczenia kontraktował i refundował NFZ. Od marca Fundusz wideoporady finansuje w 80 proc. NFZ refunduje też telekonsultacje specjalistyczne i dla pacjentów przewlekle chorych. To co przed epidemią było możliwe zasadniczo w prywatnej opiece medycznej, przez epidemię stało się dostępne w publicznym systemie. Tu także specjaliści, np. kardiolodzy czy onkolodzy, dzięki telemedycynie mogą okresowo kontrolować stan zdrowia swoich pacjentów. W opinii znawców tematu telemedycyna, nawet w jej podstawowej formie, jest nie tylko sposobem na ułatwienie dostępu do opieki medycznej w czasie pandemii. Może – i to nie jest nowa teza – przyczynić się do poprawy działania POZ.
Czytaj SUPER EXPRESS bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express. KLIKNIJ tutaj.