„Super Express:” – Jak Pan ocenia aktualny stan epidemii w Polsce. W skali szkolnej, Profesorze.Tomasz J. Wąsik: – Gdybym miał użyć szkolnych ocen, to musiałbym powiedzieć to, co często uczniowie mówią, gdy są przepytywani: NIE WIEM. Już się tłumaczę, dlaczego tak jest. By wiedzieć, jaka jest rzeczywista skala epidemii, trzeba maksymalnie dużo danych z całej Polski. Jeżeli mamy 100 osób, a przebada się z nich pięcioro, to nie ma co mówić o rozeznaniu tego, co się dzieje w takiej populacji. Jeśli z tej grupy przebada się 30 osób, to już z pewnym prawdopodobieństwem można powiedzieć, co się dzieje w tej populacji. Gdy popatrzymy na aktualne krzywe epidemiczne, to wyraźnie widać, że wskutek przyjętej polityki testowania, wierzchołek tej krzywej jest ścięty...
– Co to znaczy?– A to, że nie wiemy, czy szczyt zachorowań w Polsce mamy za czy też przez sobą. Patrząc na dane z ostatnich dni widać, że statystyka nowych zachorowań nie zmniejsza się, wręcz wydaje się rosnąć. To oznacza, że nie mamy epidemii pod kontrolą, choć z mediów płyną przekazy, że jest odwrotnie. Było, że mieliśmy stale 300-400 notowanych dziennie nowych zachorowań, a teraz wchodzimy w poziom 500 i więcej. Owszem, na to mają wpływ ogniska zachorowań, np. w śląskich kopalniach, które – moim zdaniem – zostały zbyt późno zlokalizowane, właśnie wskutek takiej a nie innej polityki testowania na obecność SARS-CoV-2. Zatem nadal testujemy tylko osoby objawowe i te, które miały z nimi kontakt. Dziś epidemię w Polsce określiłbym jako PEŁZAJĄCĄ i na 100 proc. jedyne co jest pewne, to, że nie ma tendencji spadkowej.
– Testuje się mniej niż w innych państwach, bo mamy wąskie gardło w tym procesie: laboratoria. Pracują na okrągło, a na wyniki trzeba czekać długo. Czasem bardzo długo, o czym wiedzą górnicy.– Przeprowadzanie testów molekularnych, potocznie zwanych genetycznymi, wymagają bardzo drogiej aparatury, przestrzegania reżimu badań i wykwalifikowanego personelu. Gdy coś w tym układzie nie działa, to mamy efekt: opóźnione wydawanie wyników i nieakceptowalny odsetek wyników wątpliwych czy wręcz fałszywych. Gdyby ze słynnych dwóch miliardów złotych przekazanych TVP część przekazano na utworzenie przy każdym wojewódzkim inspektoracie sanitarnym porządnego laboratorium, to nie trzeba byłoby dziś zlecać badań prywatnym firmom. Niektóre z nich, jak pamiętamy, miały problemy z przestrzeganiem reżimu i dawały wyniki „od Sasa do lasa”.
– W świecie różnie podchodziło się, podchodzi do walki z epidemią. W Polsce jest ograniczony zasięg testowania, a w Niemczech już nie. Nas nie stać na miliony testów, a Niemcy mogą sobie pozwolić na taką politykę.– Wielu wirusologów uważa, że u nas wykonuje się zbyt mało testów, jak na 36-milionową populację. W państwach, które teraz są na wyraźnej spadkowej linii, było lepsze rozeznanie epidemiczne, bo testowali wielokrotnie więcej osób niż u nas. Tak jest w Niemczech czy w Norwegii.
– Norwegia ma tyle mieszkańców co województwo śląskie.– Tak, ale społeczeństwo – bez obrazy – jest bardziej karne, zdyscyplinowane niż u nas.
– A model szwedzki?– Bałbym się go stosować w Polsce. Czy on się sprawdzi ostatecznie, to wcale nie jest takie pewne. Szwedzi założyli, że co najmniej 60 proc. ich obywateli, prędzej czy później, zakazi się. To samo będzie w Polsce. Wtedy może wytworzyć się zbiorowa odporność. Szwedzi postanowili nie spłaszczać krzywej epidemicznej. Policzyli, że mają na tyle wydajną służbę zdrowia, że uporają się z dużym, jednostkowym przyrostem przypadków koniecznych do hospitalizacji.
– Postanowili przechorować zarazę, można tak to określić?– Tak, z dużymi zastrzeżeniami, ale tak można określić ich politykę. Jakie jest inne wyjście? Można się zamykać w domach, ale jak długo wytrzyma to gospodarka i społeczeństwo? Z modeli epidemicznych wynika, że gdyby zastosować drakońskie restrykcje, globalnie, to po 5-8 tygodniach moglibyśmy epidemię opanować. Czegoś takiego jednak nie da się wprowadzić, bo nikt takiej terapii by nie wytrzymał – ani ludzie, ani gospodarka. W Polsce słusznie została przyjęta taktyka spłaszczania krzywej epidemicznej, by nie doprowadzać do całkowitego zakorkowania systemu ochrony zdrowia, chociaż... tu i ówdzie były i w przyszłości będziemy mieli do czynienia z takimi korkami. Tak, w tej taktyce chodzi o to także, by można było leczyć chorych nie tylko na COVID-19.
– A propos chorych, to w codziennych komunikatach podaje się, ilu pacjentów z C-19 jest hospitalizowanych. Nie wiadomo jednak, czy C-19 jest ich jedyną dolegliwością, czy towarzyszącą innym poważnym chorobom: onkologicznym, serca, układu oddechowego. A co ze zgonami? Ile osób zmarło, bo było chorych WYŁĄCZNIE na C-19?– To są dane raczej dla lekarzy o charakterze wewnętrznym i danych jednostkowych bym nie upubliczniał, bo każdy mógłby je odnosić do siebie. Udostępnienie danych o pojedynczym przypadku jest bez znaczenia dla statystycznego Kowalskiego. Co innego z danymi zbiorczymi, syntetycznymi. One po opracowaniu powinny zostać przedstawione do wiadomości publicznej.
– Jak jest średnia umieralność na C-19? Należy rozumieć, że dotyczy one nie tych, którzy się zarazili, ale tych, którzy musieli skorzystać z opieki szpitalnej.– Ministerstwo Zdrowia podaje, liczba zgonów z powodu COVID 19 na 100 000 ludności wynosi 2,7. I dotyczy zdecydowanie osób po sześćdziesiątce. Wyczuwam intencję pytania i wyjaśniam. Tak, COVID-19 jest szczególnie niebezpieczny dla seniorów i osób cierpiących na inne, choroby stanowiące zagrożenie dla ich życia. Dotyka również osoby młode i zdrowe, u niektórych z nich dochodzi do tak silnej reakcji immunologicznej na atak wirusa, że te osoby umierają wskutek wstrząsu, ale zdecydowana większość z nich przechodzi zakażenie łagodnie, a nawet bezobjawowo. Dlaczego apelujemy do młodych, by na siebie uważali? Dlatego, by mając kontakt ze starszymi osobami nie stanowili dla nich dodatkowego ryzyka.
– Jeszcze się jedna fala epidemii nie skończyła, a zapowiada się druga. Będzie?– Gdy zaczną się wesela, gdy bez ograniczeń będziemy gromadzić się w kościołach, gdy wrócimy z urlopów, itp., to może się pojawić. Jako wirusolog, absolutnie nie rozumiem, jak można było aż tak zluzować ograniczenia gromadzenia się? To jest zbyt duże poluzowanie rygorów. Efekty będą już za parę tygodni. Zdjęciem tych rygorów uspokojono ludzi. Niestety wielu z nas wydaje się, że jest już po zagrożeniu. To widać w sklepach. Stoją już klienci, jak kiedyś, jeden na drugim. Czasem, ktoś ma maseczkę, a wielu ich nie ma, chociaż powinni mieć. Nastąpiło rozluźnienie i będziemy mieli, za dwa, trzy tygodnie, tego efekty. Nie mam wątpliwości. Sądzę, że druga fala epidemii, jeśli do niej dojdzie, a tak wychodzi z różnych wyliczeń, będzie głównie wynikiem naszego zachowania.
– Widział Pan, by po Katowicach ludzie chodzi zachowując 2-metrowe odstępy?– Niektórzy utrzymywali taką odległość. Niestety, należę do tej mniejszości. Ten dystans im większy tym daje większe bezpieczeństwo. Zwiększa się, gdy ma się na twarzy maseczkę i gdy po powrocie do domu umyje się, lub zdezynfekuje, ręce.
– To kiedy będziemy mieli lek lub szczepionkę?– A ma pan jakąś szklaną kulę, z której można byłoby wyczytać taką datę?
– Jak będą już te szczepionki, to porządnie zarobią na nich koncerny. Mówią co niektórzy, że ta epidemia, to robota koncernów farmaceutycznych...– Tak, tak, tak. I epidemia to jest jeszcze karą boską za LGBT, gender itd. Mamy naukowe dowody, że wirus nie uciekł z laboratorium, dużo i długo można byłoby o tym mówić. A jeśli ktoś chce mnie spytać, dlaczego wcześniej wirusy nie były tak agresywne, to odpowiadam: były. Tylko wówczas na świecie było wielokrotnie mniej ludzi... Proszę zauważyć, że większość epidemii w ostatnich kilkudziesięciu latach wywodzi się z Azji Południowo-Wschodniej: ogromne zagęszczenia ludności, bardzo częste kontakty ze zwierzętami, zarówno dzikimi jak i domowymi, ciepły i wilgotny klimat, dla wirusów i bakterii jest to raj i uczta w zdobywaniu nowych siedlisk. Niestety, za bardzo, jako gatunek, panoszymy się na świecie!
Czytaj SUPER EXPRESS bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie SUPER EXPRESS. KLIKNIJ tutaj.