„Super Express”: – Jeszcze z końcem zimy mówił pan, że pogłoski o śmierci epidemii są przedwczesne. Teraz minister zdrowia mówi, że obecna, podkreślam; obecna, fala będzie miał swój szczyt w połowie sierpnia i jesienią należy spodziewać się kolejnej. A gdy go zapytano, czy wprowadzone zostaną restrykcje sanitarne, to pan minister powiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo w Hiszpanii i Portugalii ich nie wprowadzano. Dodajmy, że mieli ich tam po kilkadziesiąt tysięcy dziennie. Jakoś trudno sobie wyobrazić, by w sezonie turystycznym w takich krajach wprowadzano obowiązek noszenia masek. Prymat polityki, ekonomii nad medycyną?
Włodzimierz Gut: – W tych krajach zalecono nosić maski. Teraz ok. procenta, dwóch góra stosuje się do tych zaleceń. Politycy nie lubią wydawać nakazów, o których wiadomo, że nie zostaną dobrze przyjęte przez społeczeństwo…
– No to zalecili. Można jeszcze pod dwóch latach pandemii odwoływać się, skutecznie, do świadomości społeczeństwa?
– Odwoływać się zawsze można. Pytanie: z jakim skutkiem? Ci co nie posłuchają, mogą mieć kłopoty. Mamy stan pandemii, czyli permanentnego występowania choroby. Rządy różnie do tego podchodzą, ale Światowa Organizacja Zdrowia, czyli WHO jeszcze pandemii nie odwołała. W danym kraju można co najwyżej odwołać epidemię.
– Jak sytuację, w której władza zmienia status ze stanu epidemii na stan zagrożenia, a teraz mówi, że zbliża się jej kolejna fala, ma to wszystko zrozumieć szary obywatel? Powstaje w nim co najmniej ograniczone zaufanie do polityków wypowiadających się w kwestiach medycznych…
– To, że ma ograniczone zaufanie do polityków, nazwałbym „zdrowym podejściem”. Do ministra zdrowia należy koordynacja służby zdrowia. Mamy teraz ok. 60 proc. zaszczepionych i więcej osób, które przechorowały covid niż to się podaje w oficjalnych statystykach, bo dokładnie to można policzyć tylko zgony covidowe. Co to oznacza? Oznacza to, że kontakt z wirusem SARS-CoV-2 wzmacnia odporność, bo przed zakażaniem nie chroni nic, także i szczepionki, ani przechorowanie. Minister zdrowia ma dbać o to, co mu podlega. Nie ma zagrożenia dla systemu ochrony zdrowia z powodu covidu, dokąd liczba hospitalizacji nie sięgnie pewnego poziomu…
– Minister swego czasu mówił, że dokąd nie ma 5 tys. chorych covidowych w szpitalach, to nie ma co bić na alarm…
– Minister zdrowia wie najlepiej, ile łóżek może dla nich przeznaczyć bez większego ryzyka dla funkcjonowania szpitali. To jest jego obowiązkiem. Obowiązkiem każdego z nas natomiast jest, by dbać o siebie. Jak nie zadba, to może mieć problem.
– WHO, Europejska Agencja Medyczna i nasze Ministerstwo Zdrowia zachęcają do szczepienia się tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, brania dodatkowych szczepień, dla tych, którzy się zaszczepili. Mówi się, że we wrześniu mają wejść do „obiegu” nowe preparaty ukierunkowane na podwarianty Omikrona, a jednocześnie teraz zachęca się do szczepienia „starymi”, bo też są skuteczne. Skoro są skuteczne „stare”, to po co produkować „nowe”?
– Ponieważ panuje przekonanie, że wirus zmienia swoje właściwości. Jako wirusolog odpowiem, że podstawowych nie zmienia, czyli to co zabezpiecza przed jednym, zabezpiecza przed drugim. Przy czym są ludzie, to zależy od genetycznych uwarunkowań, którym nic nie pomoże, niezależnie, czym by się dysponowało. A wytwórcy, no cóż… Pamięta pan, jak na początki kampanii szczepień nagle zabrakło szczepionek?
– Fakt, był tzw. trudności w dostawach…
– A jaki był tego powód? W umowach zapisano, że dawka kosztuje 15 USD, a rynek dawał za nią do 56 USD. To komu mieli je sprzedać? Firma ma kierować się zyskiem... A nie dobrem społeczeństwa.
– Tych „starych” szczepionek to mamy spore zapasy…
– Bo było więcej kupionych niż chętnych do ich użycia. To tylko na początki akcji szczepień były różne podchody, by dostać się do pierwszej grupy uprawnionych. Wówczas, przypomnijmy sobie, chwalono Izrael, że ludzie tam masowo chcą się szczepić, a z czasem okazało się, że zaszczepiło się sześćdziesiąt kilka procent.
– Jak będzie teraz? Z jednej strony wprowadzono drugą dawkę przypominającą dla grupy 60+, jednocześnie nie ma czegoś takiego dla pracowników jednostek ochrony zdrowia, gdzie – przypomnijmy – szczepienia przeciw COVID-19 są obowiązkowe. To jakaś niekonsekwencja.
– Pierwszą grupą, która zawsze powinna być uodparniana, to ci, którzy mają bardzo prawdopodobny kontakt z wirusem, a także ta, dla której istnieje duże ryzyko ciężkiego przechorowania. Chodzi o osoby z osłabioną odpornością. I jest jeszcze jedna grupa wiekowa – osób, u których odporność organizmu na działanie patogenów słabnie. A to zaczyna się od 50. roku życia, a już w pełni – od 65. roku.
– Odporność wzmocniona szczepionką maleje. Na początku producent gwarantował rok skuteczności, a teraz – widać to po wprowadzaniu dawek przypominajkach – schodzi do kilku miesięcy.
– Już powiem, że miara jest niewłaściwa. Mierzy się powinno poziom przeciwciał, a cechą odporności komórkowej jest to, że czasem przeciwciała są na niskim poziomie a odporność – na wysokim i odwrotnie. W miarę kontaktu z tym czy owym, czegoś się uczymy, bo gdyby było inaczej, to nie byłoby to dobre.
– Jest prawie 5 mln osób 60+ uprawnionych do drugiego boostera. Pierwszego przyjęło połowa z w pełni zaszczepionych. Jak pan uważa, jaki ilu z tych 5 mln zaszczepi się dawką przypominającą vel wzmacniającą?
– Trudno to prognozować w sytuacji wzajemnie się wykluczających informacji, jak to ten stan określam. Jeśli ktoś słyszy, że choruje 20 razy więcej ludzi niż podają to oficjalne statystyki, to zraz zacznie liczyć. I wyjdzie mu, że wszyscy już przechorowali COVID-19, czyli są jak gdyby uodpornieni, w taki czy inny sposób. Fajnie byłoby, gdyby to była prawda. Z oficjalnych danych wynika, że 10 proc. choruje powtórnie…
– To poproszę o kolejną prognozę: kiedy skończy się pandemia?
– Nigdy. Jeżeli coś rozlało się po świecie i zakażają się również ci, którzy przechorowali lub zaszczepili się, to kiedy się może skończyć?
– Racja, z medycznego punktu widzenia. Kiedy, przy okazji tej choroby, skończy się zaangażowanie polityczne, a choroba stanie się przede wszystkim kwestią medyczną?
– Wtedy, gdy politycy się do niej przyzwyczają.
– W sytuacji, gdy trwa wojna na Ukrainie, inflacja rośnie, wirus nie jest tak śmiertelny, jak jego poprzednie mutacje, to rząd mógłby wprowadzić po wakacjach sanitarne ograniczanie i inne nakazy znane z przeszłości?
– Gdy teraz rząd wprowadziły sanitarne restrykcje, byłby to tzw. strzał w kolano.