Przyjrzyjmy się danym NIZP-PZH za pierwszy tydzień listopada. W całej Polsce odnotowano 68487 przypadków zachorowania i podejrzenia zachorowań na grypę. Dla porównania w lutym było ich 193482, a w analogicznym okresie 2019 r. (1 – 7 listopada) – 93602. Co wynika z najnowszych danych? A to, że wszystkie inne współczynniki są niższe niż przed rokiem. Tzw. zapadalność (liczona na 100 tys. ludzi) wyniosła 34,81. Różnica w stosunku do poprzedniego okresu sprawozdawczego wynosi minus 2,78. To dane dla całej Polski.
Najwyższy spadek zanotowano w województwie pomorskim. To -26,21! A najwyższy wzrost w świętokrzyskim: 6,60. Poza nim najwyższy wzrost zachorowań na grypę, taki który może być niepokojący, mamy w województwach śląskim (5,3) i mazowieckim (3,65). Poza nim zasadniczo notuje się spadek. I teraz najważniejszy element grypowej statystyki za okres od 1 do 7 listopada. Nie było zgonów wskutek powikłań grypowych! Oczywiście nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca. Pamiętać trzeba, że szczyt sezonu grypowego jest przed nami, a najwięcej zachorowań notowanych jest w lutym.
W Australii i Oceanii mają go już za sobą. I interesujące są dane o grypie z drugiego końca świata. W Australii w tegorocznym sezonie grypowym choroba uśmierciła 40 osób. W zeszłorocznym bez mała tysiąc. Na antypodach w sezonie 2018/19 na grypę zachorowało w szczytowym okresie ( lipcu i sierpniu) 131 tys. osób. W tym sezonie, w końcówce australijskiej zimy, grypa dopadła 315 osób! Lekarze rodzinni w Nowej Zelandii nie wykryl ani jednego przypadku grypy, odkąd rozpoczęli badania przesiewowe pacjentów w czerwcu – informuje „The Guardian”. W zeszłym roku około 57 proc. pobranych przez nich próbek było pozytywnych. W państwie, w którym kręcono wszystkie części „Władcy pierścienia” z 30 tys. monitorowanych pacjentów w czasie zimy 0,3 proc. zgłosiło się do lekarzy z kaszlem i gorączką. To 10 razy mniej niż przed rokiem.
Skąd u nich taki spadek zachorowań na grypę? To pośredni efekt działań przeciwepidemicznych. Rygory sanitarne – noszenie masek, kwarantanna, zachowywanie dystansu bezpieczeństwa itd. oraz zakazy podróży wprowadzone od marca przerwały normalną migrację wirusa grypy z półkuli północnej na południową. Australijscy specjaliści już we wrześniu widzieli, po doświadczenia z sezonem grypowym u siebie, promyk nadziei dla państw półkuli północnej. Żeby było jasne: nie musi to nastąpić automatycznie. Stwierdzili, że scenariusz z antypodów niekoniecznie musi się powtórzyć, bo w większości państw, w których czeka się na zimę, restrykcje sanitarne nie są tak zasadnicze, jakimi były one na początku pandemii SARS-CoV-2/COVID-19. Jak na razie, oby tak do końca, grypa u nas nie jest w natarciu. Co nie znaczy, że można ją bagatelizować.