Bo mógłby uznać, że to co powiedział jest krytyką działań resortu zdrowia w świetle istniejącej sytuacji. Cóż takiego powiedział szef WIM, co mogłoby być uznane przez ministra zdrowia za krytykę jego działań i podległego mu resortu. – W obecnym kryzysie migracyjnym i przy napływie osób spoza wschodniej granicy mamy dwa wyzwania: zapewnienie pomocy medycznej tym osobom i kwestia polityki szczepionkowej – mówił prof. Gielerak. Wojskowy medyk zasugerował, że ochrona zdrowia będzie miała nieco kłopotu z pacjentami-uchodźcami. Większość z nich, tych, którzy już się u siebie leczyli, nie wzięła z sobą dokumentacji medycznej, leków itp.– zauważa generał. Tym ludziom trzeba będzie udzielić podstawowej pomocy medycznej nie zawsze znając ich historie chorób. Szacuje się, że do Polski może trafić minimum milion uchodźców. Niektórzy eksperci mówią nawet, że może ich być i trzy miliony. I tu pojawia się problem medyczny. A nazywa się on: szczepienia.
Otóż na Ukrainie realizowanie tego, co u nas nazywa się programem obowiązkowych szczepień ochronnych pozostawia wiele do życzenia. Zgodnie z prawem polskim, jeśli cudzoziemiec (poniżej 19. roku życia) przebywa na terytorium Rzeczypospolitej dłużej niż 3 miesiące, to podlega takim szczepieniom. Na Ukrainie szczepieniom obowiązkowym przeciw chorobom zakaźnym poddaje się ok. 30 proc. do tego zobowiązanych. Nic więc dziwnego, że w 2020 r. odnotowano na tam 58 tys. przypadków zachorowań na odrę, gdy u nas takich przypadków stwierdza się rocznie od 100 do 300.
Gen. Gielerak uważa więc, że w takiej sytuacji, winno się prowadzić we wszystkich punktach recepcyjnych przy granicy polsko-ukraińskiej identyfikację medyczną uchodźców. – Jeśli tych ludzi nie będziemy mieli w naszych systemach baz danych, gdy rozjadą się po całej Polsce, będziemy mieli nawrót chorób – oby nie – o których zapomnieliśmy. Przypomnę, Ukraina jest jedynym krajem w Europie, w którym w ostatnim czasie zanotowano przypadki polio, nie wspominając o lekoodpornej gruźlicy.