Ojcem kardiochirurga (i jednocześnie przełożonym, dyrektorem Centrum) jest prof. Marian Zembala, b. minister zdrowia. Z początkiem kwietnia Oddział Kardiochirurgii i Transplantologii SCCS udostępnił kolejnych 20 łóżek dla chorych na COVID-19. Są to stanowiska dla chorych wymagających przede wszystkim intensywnej tlenoterapii i farmakoterapii. „Kardiochirurgia pozostaje otwarta dla wszystkich chorych, u których będzie konieczność wykonania pilnego zabiegu operacyjnego” – podkreślał wówczas dyrektor Zembala. „Dziś nie mamy już miejsc – 20 łóżek zajętych plus kolejnych 21 na intensywnej terapii, pod respiratorami, ECMO (sztuczne płuco, to ostatnia deska ratunku dla chorych z ciężką niewydolnością oddechową – przy. SE), w stanach b. ciężkich. Każdego kto pod postem ma silę, taką wewnętrzną odwagę napisać, że to bzdura, że wirusa nie ma, że to jakaś spiskowa teoria – zapraszam do pomocy. Każde ręce się przydadzą, by przynieść chorym wody, pomóc przejść do toalety, poprawić maskę z tlenem, pomóc wykręcić numer do żony/męża i przytrzymać telefon przy uchu. Będziesz mogła/mógł przejść bez kombinezonu, bez maski, bez rękawiczek – by ci, którzy odchodzą widzieli pomocną twarz bez gogli” – zapodał na swoim profilu facebookowym ordynator Zembala.
Oczywiście z tym wejściem na covidowy oddział bez tzw. środków ochrony indywidualnej, to tzw. licencja poetycka Zembali-juniora. Nikt nie wejdzie na taki oddział bez zabezpieczenia. A czy zgłosi się ktoś, kto uważa, że „wirusa nie ma, że to jakaś teoria spiskowa”? Dodajmy, że bardziej radykalne rozwiązania w stosunku do takich osób proponował Zembala-senior. W październiku 2020 r. w TVP Info powiedział: „Stanowcze nie dla postaw, które mówią, że pandemii nie ma, że maska nie jest potrzebna. To jest nieodpowiedzialna głupota (...) Proszę, żeby takie osoby jako obywatel Polski były izolowane i przetrzymywane albo w zakładach psychiatrycznych albo w izolatoriach, bo znaczy, że coś w ich rozumie jest nie tak...”.
Przy okazji wspomnianego zaproszenia spróbujmy wyjaśnić, co oznacza pojęcie „koronasceptyk”? Wg jednej definicji (Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego) „Koronascepyk to osoba negująca istnienie pandemii koronawirusa SARS-CoV-2. Nazywa się ją także antycovidowcem”. Ta definicja pasowałaby do tych, których zaprasza do pomocy dr Michał Zembala. Jest też definicja rozszerzona (również stworzona w Uniwersytecie Warszawskim). Stanowi ona, że „Koronasceptyk, to osoba zaprzeczająca istnieniu choroby COVID-19 lub kwestionująca poziom zagrożenia tą chorobą i jej szkodliwości w odniesieniu do stopnia dotkliwości wprowadzonych środków prewencji (np. lockdownu).
W pierwszej definicji mieści się obywatel twierdzący, że np. SARS-CoV-2 nie istnieje i wszystko co się dzieje jest zamierzonym działaniem rządów do wywołania czegoś... I tu padają cele. Wg drugiej definicji koronasceptykiem jest, dla przykładu, dr n. med. Zbigniew Martyka, kierownik... Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego w szpitalu Dąbrowie Tarnowskiej. Nie neguje on istnienia SARS-CoV-2 (sam był zarażony i chorował na C-19), a stwierdza: „Wielokrotnie apelowałem o zaprzestanie rozsiewania paniki pt. koronawirus i jak najszybszy powrót do normalności. Normalności, która pomoże nie dopuścić do kolejnych, bezsensownych zgonów z powodu ograniczenia dostępu do służby zdrowia”.
„Czy to jakiś zlot imbecylów?” – pyta w komentarzu, pod wyżej cytowanym postem dr. Martyki, Stefan Chmiel z Pruszkowa. „Maseczka działa prosto, jeśli całkiem nie zatrzymuje, to ekstremalnie spowalnia wylot powietrza z ust, tym samym wylot wszystkiego, co w wydychanym powietrzu się znajduje. Jak dodasz do tego idioto jeden z drugim 1.5 m odległości, to jesteś kretynie bezpieczny. Właściwie to te 1.5 m jest mocno na wyrost. A wy wszystkie poj**** jak zachorujecie, to nie zgłaszajcie się do szpitala tylko do tego waszego lekarza filozofa”. Oba posty pozostawiamy bez komentarza. Publikujemy je dla zobrazowania rzeczywistości. Moment, o zapomnieliśmy o „foliarzach”. To potoczne określenie tych, którzy są zwolennikami najbardziej zaawansowanych tzw. teorii spiskowych. Ich określenie wzięło się stąd, że niektórzy reprezentanci tej grupy twierdzili, że „folia aluminiowa ochroni przed wirusem”.