„Super Express”: Zbliża się Wielkanoc. Gdyby Pan był ministrem zdrowia lub głównym inspektorem sanitarnym, to co DZIŚ, w świetle aktualnych danych epidemicznych, zaproponowałby z tzw. rygorów sanitarnych?
Bolesław Piecha: Niestety, sytuacja jest bardzo trudna. Wiemy, że ta epidemia nie jest przewidywalna, a jej trzecia fala jest naprawdę bardzo groźna. Prawie 20 tys. dziennie osób zaraża się SARS-CoV-2. To kilkadziesiąt tysięcy zarażonych tygodniowo. To są wysokie liczby i nie sądzę, by łatwo można było przejść do zmniejszenia obostrzeń sanitarnych. Życzyłby sobie, żeby były możliwe jakieś bliższe kontakty świąteczne w rodzinach. Jednak nie sądzę, by przejawiały się one w otwarciu gospodarki itd. Doradzałbym, jako lekarz, ten, który patrzy na to z bólem, utrzymanie obowiązujących aktualnie obostrzeń. Nie radziłbym naszym obywatelom, by szykowali się do hucznych, rodzinnych przyjęć z okazji Wielkanocy.
Nie wiadomo, czy będą huczne, czy kameralne. Natomiast z marcowych badań, na 1000-osobowej próbie reprezentacyjnej, przeprowadzonych przez BioStat wynika, że 40 proc. respondowanych nie zamierza się podporządkować ewentualnym świątecznym rygorom sanitarnym, bez względu na to, jakie one będą. Co Pan na to?
To jest kwestia różnego rodzaju badań. Jednak apelowałbym, aby przestrzegano te obostrzenia, jakiekolwiek one będą. Od tego zależy nie tylko nasze życie, nie tylko nasze zdrowie, ale życie i zdrowie naszych najbliższych. Byłoby przykro, gdyby przy niekontrolowanych jakiś spotkaniach świątecznych, niekontrolowanych wyjazdach świątecznych, ktoś z naszych bliskich zachorował i to tak, by potrzebował pomocy w szpitalu i korzysta z wyposażenia na oddziale intensywnej terapii. Nie życzę nikomu korzystania z respiratorów. Myślę, że od tego, by komuś tego nie życzyć jest rozsądek. Trzymajmy się wiec tych obostrzeń, które Światowa Organizacja Zdrowia, Unia Europejska i specjaliści zalecają. Mówię o dystansie społecznym, dezynfekcji i maseczkach ochronnych i o tym, że zamiast obchodzić te obostrzenia zgłosić się, jeśli tylko to jest możliwe, do punktu szczepień.
Pańska opinia zbieżna jest z zaleceniami Ministerstwa Zdrowia i Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Nie wszyscy mają takie zdanie. Co Pan powie o lekarzach, często z profesorskimi tytułami, także o polskich lekarzach, którzy poddają w wątpliwość słuszność tych zaleceń. Pan wie, że nie są to jednostkowe przypadki.
Oczywiście, że nie są to jednostkowe przypadki. Bazuję głównie na danych francuskich, gdzie akcja antyszczepiononkowa oraz kwestionująca epidemię jest największa. Bo we Francji jest największa wątpliwość w społeczeństwie. I i jakoś nie widzę, by była tam chęć zlikwidowania obostrzeń epidemicznych, a już nie nie mówię o tym, by likwidowano tam godzinę policyjną, która obowiązuje w wielu francuskich miastach. Tak to jest, zwłaszcza w środowisku naukowym, że zdania są rozbieżne. Natomiast generalnie rzecz biorąc duże instytucje eksperckie, choćby Światowa Organizacja Zdrowia i nasza rada doradcza przy premierze, podtrzymują stwierdzenie, że epidemia jest i niestety ma się dobrze. I jednym sposobem wygrania z nią jest, poza zaszczepieniem populacji, to, co dziś robimy, czyli te proste trzy zasady: dezynfekcja, dystans, maseczka. Trzymajmy się więc od siebie z daleka, nie kwestionujmy tej epidemii, bo w Polsce już zmarło wcale tylu, ilu mieszka w wcale niemałym mieście.
Amantadyna. Winien jestem zapytać o nią. Jeśli okazałoby się, że prowadzone badania kliniczne w Katowicach i Lublinie w sprawie skuteczności przyczynowego leczenia COVID-19 amantadyną, wykazałby jej taką czy inną skuteczność, to wyobraża Pan sobie, że mogłaby być w Polsce użyta w terapii przeciwcovidowej?
Z tego co wiem amantadyna jest bardzo starym lekiem…
Tego nie ukrywają twierdzący, że jest lekiem skutecznym…
Tak, zwolenników amatadayny jest wielu. Powiem wprost: o ile antybiotyk, czyli to co działa na bakterie ma już swoje sto lat i jest skuteczny, o tyle nie udało się wynaleźć, powtórzę: nie udało się wynaleźć żadnego skutecznego leku „na wirusa”. Nie sądzę, by takim lekiem miała być amantadyna. Zresztą, z dotychczas przeprowadzonych badań, wynika, ze raczej ma negatywne a nie pozytywne działanie, jeżeli chodzi o wspomaganie leczenia COVID-19, a nie leczenia jego przyczyn. Z choroby wywołanej koronawirusem nie wyleczy, proszę mi wierzyć.
Rok temu przewidywał Pan, że epidemia skończy się latem. Parę razy zmieniał zdanie w tej kwestii…
Tak, przyznaję, pomyliłem się. Sądzę jednak, że dziś nie ma w świecie kogoś, kto mógłby przewidzieć kiedy będzie „po epidemii”. Są wirusolodzy, którzy twierdzą, że SARS-Co-2 nas nie opuści, że będzie nam towarzyszył..
Jako wirus endemiczny, taki, jak grypy…
Podzielam ich opinię. SARS-CoV-2 będzie w mieszance wirusów, który będzie nas co jakiś czas atakować. Natomiast nie spodziewałem się, to przyznaję, tak potężnej pandemii i tak potężnej liczby ofiar.
Gotów byłyby Pan teraz przewidzieć, założyć, prognozować koniec epidemii?
Kiedyś pomyliłem się w prognozach, więc dziś nie przewiduję końca epidemii…
Polecany artykuł: