Dramat małego chłopca z Kielc zaczął się w 2018 roku od niepozornego zdarzenia. Miłosz zaczął gorączkować, ale lekarze uspokajali przerażonych rodziców. Miłosz jednak nie zdrowiał, a wręcz przeciwnie.
- Z dnia na dzień, z godziny na godzinę stan naszego synka się pogarszał... Gorączka rosła, Miłosz słaniał się na nogach. Zabraliśmy go do szpitala, gdzie po szczegółowych badaniach zdiagnozowano zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, zapalenie mózgu oraz sepsę! Tamtego dnia usłyszeliśmy od lekarzy, że mamy być gotowi na najgorsze. Świat nam się zawalił – był tylko strach, paniczny strach o życie! Miłosz trafił na OIOM, gdzie spędził 6 dni – 6 najdłuższych dni w naszym życiu. Na szczęście po tym czasie jego stan zaczął się poprawiać. Żył – to było najważniejsze - czytamy na profilu chłopca na stronie fundacji Się Pomaga.
Miłosz w szpitalu czuł się coraz gorzej. Słabł, nie odpowiadał na pytania, nie kontrolował własnych potrzeb fizjologicznych, po pewnym czasie ponownie musiał stosować pampersy. Lekarze i specjaliści początkowo uważali, że chłopiec ma traumę, ale dzięki uporowi rodziców prawda wyszła na jaw - Miłosz stracił słuch.
- W maju 2019 roku, po kilkunastu badaniach, został wszczepiony pierwszy implant ślimakowy. Dziś Miłoszek słyszy na poziomie 50 decybeli, reaguje na imię, ale nadal nie rozumie mowy i sam nie mówi. Obecnie, mając prawie 5 lat, gaworzy jak malutkie dziecko. W maju 2020 roku miał mieć wszczepiony drugi implant ślimakowy, który miał poprawić słyszenie i pomóc w nauce mowy. Dodatkowo miał być kołem ratunkowym wtedy, kiedy pierwszy implant będzie miał awarię, a niestety dzieje się to często - relacjonują rodzice Miłosza.
Operacja wszczepienia drugiego implantu nie jest refundowana przez NFZ. Ratunkiem dla Miłosza jest prywatna operacja, a ta niestety kosztuje. Aby uratować słuch chłopca trzeba zebrać jeszcze 70 tysięcy zł! Zbiórka Miłosza z Kielc znajduje się POD TYM ADRESEM.