„Super Express”: Jest Pan od kilkunastu dni słynnym lekarzem. W internecie krążą wieści, że kwestionuje Pan zagrożenie wynikające z SARS-Cov-2/COVID-19. Wielu komentujących bije Panu brawo...
Zbigniew Martyka: Po pierwsze: jestem zwykłym lekarzem. Po drugie: wypaczone zostały moje wypowiedzi z wywiadu dla „Gazety Krakowskiej”. To przy okazji prostuję: nigdy nie twierdziłem, że w Polsce nikt nie umarł na koronawirusa. Stwierdziłem, że znam opinię dyrektora Instytutu Medycyny Sądowej Uniwersyteckiego Centrum Medycznego w Hamburgu, prof. Klausa Puschela. On przeprowadził ok. 100 sekcji zwłok zmarłych pacjentów, w wieku 50 do 99 lat, zakażonych koronawirusem. I na podstawie tych autopsji stwierdził, że żaden ze zmarłych nie chorował jedynie na COVID-19. Wśród towarzyszących schorzeń najczęściej występowały: problemy z sercem, nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca, rak, choroby płuc i nerek oraz marskość wątroby. Tak więc ryzyko zgonu przy zarażeniu jakimkolwiek wirusem dla takich osób jest duże. Ten patolog, w wywiadzie dla „Hamburger Morgenpost” z 6 kwietnia, stwierdził, że śmiertelność spowodowana SARS-CoV-2 nie stanie się nawet szczytem rocznej śmiertelności. Nie znam wyników podobnych badań w Polsce, mogę jedynie domniemywać, iż u nas sytuacja jest analogiczna.
To dlaczego u nas choćby nie robi się autopsji, u których w karcie zgonu podaje się, że wyjściową przyczyną zgonu był COVID-19?
Nie wiem, ile robi się autopsji w Polsce, nie znam takich danych. Sądzę, że np. w przypadku nałożenia się koronawirusa na ciężką niewydolność krążenia, lekarz wystawiający świadectwo zgonu wpisze „niewydolność krążenia”. Tak przynajmniej być powinno.
Powołując się na inne badania, z których wynika, że wyłącznie przez koronawirusa zmarło kilka osób, głośno twierdzi Pan, że z medycznego punktu widzenia nie mamy pandemii. To WHO, Światowa Organizacja Zdrowia, ogłosiła stan pandemii, a nie jakaś tam organizacja!
Bo WHO zmieniło kryterium rozpoznania pandemii, za co zresztą była krytykowana. 4 czerwca 2010 r. na łamach brytyjskiego czasopisma medycznego „BMJ” oraz na posiedzeniu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE) niemal równocześnie opublikowano bardzo krytyczne, względem WHO, raporty związane z ogłoszeniem pandemii grypy H1N1, zwanej świńską. Głównym oskarżeniem, jakie znaleźć możemy w raportach na www.nature.com, jest informacja o tym, że pandemii grypy nie było wcale i została ona ogłoszona na potrzeby koncernów farmaceutycznych. W raportach można też wyczytać o tym, że w grupie, która w 2004 r. przygotowywała dokument w sprawie stosowania szczepionek i środków przeciwwirusowych pracowało trzech naukowców, którzy otrzymywali wypłaty od firm farmaceutycznych.
Co to ma wspólnego z SARS-CoV-2/COVID-19?
Przyjęte wtedy kryteria pozwalają WHO ogłosić pandemię nawet w przypadku zgonów w ilości wyrażanej w promilach, jak to ma właśnie miejsce w przypadku COVID-19. To przed 2009 r. było nie do pomyślenia. A o badaniach prof. Puschela i o wątpliwościach co do decyzji WHO o ogłoszeniu pandemii mówiłem i mówię, by zredukować rozszerzającą się panikę. Ona ma szkodliwe następstwa, zarówno zdrowotne, jak i społeczne. Jako lekarz uważam, że gdy się chce ludziom pomóc, to powinno się ich skłonić do racjonalnego, spokojnego spojrzenia na problem, a nie wywoływać w nich, fatalnego w skutkach, przerażenia.
OK. Wyczuwam w Panu jednak sceptycyzm w stosunku do powszechnie obwiązujących poglądów.
Teraz coraz więcej ludzi inaczej już patrzy na ten problem. Takie spojrzenie przebija się także coraz częściej w mediach, w całym świecie. Zainicjowano nadmierną panikę. Każda choroba zakaźna mogłaby być, odpowiednio nagłośniona, na miarę COVID-19. I to jest logiczne, bo jeśli mamy mniej zgonów niż wskutek innych chorób zakaźnych, to wniosek logicznie sam się nasuwa. Niczego teraz odkrywczego nie powiedziałem. A to, że WHO, tak zdecydowało, jak zdecydowało? Nie tylko ja mam ograniczone zaufanie do tej organizacji. Np. prezydent USA Donald Trump zdecydowł się wstrzymać finansowanie WHO.
Jak Pan patrzy na znoszenie rygorów – otwieranie przedszkoli, żłobków, galerii handlowych? To jest dobre działanie?
Wszystko ma plusy i minusy. Izolacja wpłynęła na to, że się TO rozciągnęło w czasie. Uważam, że zawsze trzeba kierować się rozsądkiem. Z pewnością nie można szafować zdrowiem. Jak już przy tym jesteśmy, to nie tylko moim zdaniem, obligatoryjność noszenia maseczek może w niedalekiej przyszłości skutkować licznymi chorobami dróg oddechowych. Znów nic odkrywczego nie przedstawiam, jedynie opinie specjalistów. Jeżeli teraz zmusza się ludzi do noszenia masek, to może być tak, że za kilka miesięcy może zwiększyć się zachorowalność na choroby dróg oddechowych. Wówczas będzie się mówiło: zobaczcie, pomimo noszenia masek, tyle ludzi choruje! A być może właśnie przez noszenie maseczek może się nasilić ilość tych chorób.
Jak logicznie wytłumaczyć, że w jednym regionie Polski jest mało zgonów przypisywanych C-19, a w innym znacznie więcej?
To trzeba postawić pytanie: jaki czynnik zaistniał tam, gdy nałożyła się infekcja wirusowa, że wywołało to tyle zgonów? W latach 70. na Florydzie było dużo zgonów z powodu chorób sercowych, więcej niż w innych stanach. Okazało się, że wykryto czynnik zewnętrzny, nie będę się wdawał w szczegóły, i gdy go wyeliminowano, to liczba zgonów po czterech latach spadła o 50 proc. Nawiązując do współczesności… Dlaczego w Rzymie nie było tak wielu zachorowań, jak np. w niektórych miejscowościach Lombardii? Aż się prosi, by teraz poszukano czynnika, który to wywołał. Gdy się nałożył na niego wirus, to przybyło zgonów. Gdyby zidentyfikowano ten czynnik i go udało się wyeliminować, to można byłoby uniknąć wielu zgonów, ale niech wyjaśnieniem tych wątpliwości zajmą naukowcy.
Czytaj SUPER EXPRESS bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express. KLIKNIJ tutaj.
Polecany artykuł: