NIK podkreśla, że jako pierwsza badała „efektywność wykorzystania czasu przeznaczanego na pomoc stricte lekarską dla pacjentów”, czyli to, o czym pacjenci wiedzą od dawna (o medykach nie wspominając). Jako że w Polsce mamy lekarzy tylu, że stawia nas to prawie na końcu w Unii Europejskiej (2,4 na 1000 mieszkańców), to na dodatek muszą rozdrabniać się i tracić czas na to, do czego nie są przeznaczeni. NIK (w raporcie opublikowanym 28 września) wymienia przykłady takich absurdów. Bo czyż tym nie jest to, że lekarz (6 lat studiów, do 6 lat zdobywania specjalizacji) ma obowiązek wystawić zaświadczenie lekarskie o stanie zdrowia… osoby, która udzieliła pełnomocnictwa komuś do odbioru przesyłek pocztowych? Teoretycznie w papierkowej robocie lekarza powinien wyręczyć personel administracyjny, tzw. szary. Praktyka nie pokrywa się z dobrą teorią. Jak wykazali inspektorzy NIK w 86 proc. (z 22 ) skontrolowanych podmiotów nie wykorzystano możliwości odciążenia pracy lekarzy „poprzez nadanie asystentom medycznym odpowiednich uprawnień do wystawiania e-zwolnień, e-recept i e-skierowań”.
Ba, niewykorzystywana była również możliwość zlecania pielęgniarkom i położnym samodzielnej kontynuacji leczenia pacjentów, w sytuacji spełniania przez nie wymaganych kwalifikacji. Żeby ktoś mógł pomagać lekarzom, to nie tylko trzeba mu to zlecić, ale też trzeba mieć komu zlecać. A z tym jest gorzej, bo sekretarki medyczne, rejestratorki i statystycy medyczni zatrudniani byli w ograniczonym wymiarze. W tym miejscu, w raporcie, NIK podaje dane statystyczne, po których włos się jeży na głowie. Nie wiadomo, czy ze strachu, czy ze złości, czy z niemocy...
Rejestratorki medyczne stanowiły 6 proc. zatrudnionych w skontrolowanych jednostkach. Sekretarki medyczne – 0,4 proc. Statystyków medycznych było jeszcze mniej: 0,3 proc. zatrudnionych. Rejestratorek nie zatrudniano w ogóle w 9 proc. placówek, sekretarek medycznych w 68 proc., a statystyków w 73 proc. placówek. W efekcie personel medyczny obciążony był wykonywaniem czynności administracyjnych, także sprawozdawczością oraz rejestracją pacjentów. W 91 proc. skontrolowanych placówek ochrony zdrowia personelowi medycznemu, zwłaszcza pielęgniarkom, ale także lekarzom, powierzano obowiązki administracyjne polegające na sporządzaniu sprawozdań statystycznych oraz dotyczących realizacji umów o udzielanie świadczeń zawartych z NFZ. Tę robotę powinni, według wszystkich wytycznych NFZ i resortu zdrowia, wykonywać osoby wyżej wymienionych zawodów! Informatyzacja, dość dobrze rozwinięta centralnie (patrz – Internetowe Konto Pacjenta) w szpitalach… leży., bo choć narzędzia informatyczne (HIS – szpitalne systemu informatyczne) są w każdym, to różnie – delikatnie to określając – jest z ich wykorzystaniem.
Zacytujmy fragment z raportu „NIK o obciążeniach medyków pracami administracyjnymi” w powyższej kwestii: „Systemów tych nie zintegrowano z systemami do obsługi diagnostyki laboratoryjnej (w 59% skontrolowanych podmiotów) i obrazowej (82%). Nie były również bezpośrednio zasilane wynikami takich badań. Ponadto w 23% placówek ochrony zdrowia nie zapewniono także przepływu danych pomiędzy poszczególnymi ich lokalizacjami (oddziałami). Ograniczało to możliwość sprawnego uzyskiwania danych medycznych koniecznych do podejmowania decyzji w ambulatoryjnym leczeniu pacjentów. W większości skontrolowanych podmiotów nie spełniono wszystkich wymagań lub warunków organizacyjno-technicznych do prowadzenia dokumentacji medycznej w postaci elektronicznej, a to z powodu m.in. nieufności wobec narzędzi informatycznych, braku mobilnych urządzeń do ewidencji danych medycznych lub braku niezbędnych modułów w użytkowanych systemach informatycznych”.
Prezes NIK skierował odpowiednie pokontrolne wnioski i zalecenia do ministra zdrowia i dyrektorów szpitali. Z jakim skutkiem, to się okaże. Na rychłą poprawę trudno jednak liczyć.