We wtorek (18 stycznia) wchodzą w życie w kanadyjskiej prowincji Quebec nowe przepisy, na mocy który alkohol i marihuanę (jest tam legalna) będą mogli kupić tylko osoby zaszczepione. Gdy z początkiem roku ogłoszono, że wprowadzone będą takie obostrzenia, to dziennie zaczęło się szczepić czterokrotnie więcej osób (z 1,5 tys. do 6 tys.). I takie kształtowanie popytu na szczepienia może być czymś między „kijem” a „marchewką”. Formalnie ma znamiona obostrzenia, ale przecież alkohol i marihuana nie są artykułami pierwszej potrzeby. Sposób ten ma minusy: może skutkować wzrostem nielegalnego handlu alkoholem i marihuaną. Z tego powodu w Polsce nie ma racji bytu. Nie wiadomo, jak Kanadyjczycy przestrzegają prawa, ale jest więcej niż pewne, że gdyby u nas wprowadzono taki przepis, to wielu zaszczepionych kupowałoby gorzałkę dla niezaszczepionych i tych pierwszych wielu by nie przybyło.
Wiele państw, w tym Polska, dla zachęcenia do szczepień oferowało, a czasem jeszcze oferuje, niezdecydowanym bonusy materialne od pieniędzy (najczęściej) w bonach usługowo-towarowych po grube wygrane w szczepionkowych loteriach. W USA gama zachęt była szeroka. Od 100 USD na przedpłaconej karcie debetowej z zamianą na 10 przejazdów promem lub wizytę w muzeum Statui Wolności (z przewodnikiem i biletem na prom) w Nowym Jorku po milion USD w charakterze głównych wygranych w loteriach stanowych. I jaki był efekt tej promocji?
Nie tak, jakiego oczekiwali organizatorzy akcji zachęcających. Przynajmniej w USA. Jak wykazali naukowcy z Boston University School of Medicine takie materialne zachęty w niewielkim tylko stopniu zwiększyły wskaźniki szczepień przeciw COVID-19. Przyjrzeli się szczepieniowej statystyce w 15 stanach, w których w połowie 2021 r. urządzano loterie i w 31, w których ich nie prowadzono. „Nie znaleziono dowodów na to, że programy motywacyjne loterii szczepionkowych w USA były związane ze znacznie zwiększonymi wskaźnikami szczepień przeciwko COVID-19 (…). Biorąc pod uwagę brak silnego związku między zachętami do szczepień opartymi na loterii stanowej a zwiększonymi wskaźnikami szczepień, potrzebne są dalsze badania nad strategiami zwiększania wskaźników szczepień” – stwierdzono w końcowych wnioskach badań.
Z takich wniosków zadowoleni są zwolennicy „kija”. Jakby nie patrzeć, więcej ludzi szczepi się, gdy w ich życiu codziennym istnieje obowiązek okazywania, w określonych miejscach i sytuacjach, tzw. paszportów covidowych niż, gdy nakłania się ich perspektywą wygrania w loterii hulajnogi, samochodu lub miliona. A jeszcze więcej, gdy się wprowadza ograniczony, albo jeszcze lepiej powszechny obowiązek szczepienia. Bez względu na to, czy się komu to podoba, czy nie, rzeczywistość pokazuje, że w kwestii szczepień więcej sukcesów ich organizatorzy osiągną używając „kija” niż „marchewki”.