- Ruch ten należy traktować jako zamrożenie płacy na rok - mówi dyrektor placówki Krzysztof Skubis. - Uzgodniliśmy wspólne stanowisko, gdzie przez rok nie będzie żadnych ruchów płacowych. Pracujemy w tych samych warunkach. Za rok znowu będziemy rozmawiać na ten temat - dodaje Skubis.
Przypomnijmy, że pracownicy szpitala od tygodnia obawiali się zwolnień grupowych, redukcji liczby lekarzy dyżurnych i łóżek na oddziałach. To oznaczałoby postępujące wydłużenie kolejek na zabiegi i dezorganizację pracy. - Na kardiologii to 6,5 etatu, kardio-toksykologii 5, a internie 3 - donosił w rozmowie z nami jeden z rezydentów szpitala.
Cięcia etatów nie są jednak przesądzone. Nie ma mowy o zwolnieniach personelu. Dyrekcja wprowadza na razie łagodniejsze rozwiązania, czyli ograniczenia wymiaru etatów. - Dostosowujemy potencjał kadrowy do nowych warunków. Zmiany podyktowane są programem naprawczym i szukaniem oszczędności. Planujemy zmniejszenie liczby etatów tak, żeby zaoszczędzić na kosztach wynagrodzeń - mówi Skubis.
Ewentualne ograniczenia etatów mają być konsultowane z ordynatorami poszczególnych oddziałów.
Związkowcy zapewniają, że będą walczyć o prace dla personelu. - Trzeba będzie rozmawiać z ordynatorami poszczególnych oddziałów. Nic nie jest przesądzone. My, jako związek zawodowy, nie dopuścimy do sytuacji, aby ktoś stracił pracę - mówi dr Andrzej Ciołko, przewodniczący związku zawodowego lekarzy w szpitalu przy al. Kraśnickiej.
To nie jedyny problem placówki. Szpital od 1 stycznia 2020 roku zmniejszył liczbę łóżek z 640 do 570. Zwiększa się natomiast liczba dostawek i kolejki. Napięcie wyczuwalne jest zarówno wśród pacjentów, jak i pracowników.
- Myśli pan, że ja coś na to poradzę. Nic na to nie poradzę - żali się pacjentka. - Żadnych oddziałów nie powinno się zamykać. Mam numerek 70. Ponad 100 osób jest przede mną. Nie wyobrażam sobie, żeby ten szpital dalej tak funkcjonował - dodaje inny pacjent.
- Brakuje łóżek, nie mamy co robić z pacjentami z SOR-u, nie ma ich gdzie przyjmować. Na SOR nie może być już mowy o redukcji zatrudnienia, bo nie ma, kto pracować, nikt tam nie chce pracować - powiedziała nam lekarka rezydentka.
- Tak źle jeszcze tu nie było. Chcą chyba z nas zrobić szpital powiatowy. Chyba do tego to zmierza po przenosinach naszego oddziału do COZL. Nasz oddział jest kameralny, tamten to zatłoczony moloch - złości się pracownica pododdziału onkologicznego. - Wybudowali kolos (COZL - dop. red.), więc trzeba go kimś wypełnić, najlepiej przejąć pracowników z Kraśnickiej. Mam wrażenie, że nasz nowy dyrektor to likwidator. Ta koncepcja (plan naprawczy, dop. red.) nie ma nic wspólnego z restrukturyzacją. W szpitalu panuje chaos i dezorganizacja. Wszędzie - żali się rezydentka z SOR.
- Jak nie ma gdzie, to wiadomo, że wszystkich jak leci można przywieźć do nas. Najlepiej tych, którzy nie są „opłacalni” dla innych szpitali. Tam, gdzie nasz szpital ma możliwość zarobienia, nie ma o tym mowy, bo takich pacjentów nie ma gdzie przyjąć. Czemu się więc dziwić, że ten szpital ma takie długi.
Obecne zadłużenie szpitala to 360 milionów złotych. W związku z tym w placówce wdrażany jest program ratunkowy, czyli tzw. program naprawczy. - Centrem Onkologii oddaje wkrótce prawie 200 łóżek, potrzebuje wielu specjalistów i pielęgniarek [...] Plany naprawcze koordynowane są przez dyrektorów placówek - powiedział o restrukturyzacji Piotr Matej, dyrektor Departamentu Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubelskiego w Lublinie.
W ramach restrukturyzacji - wraz z kontaktem - do Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej przeniesiony ma być oddział chirurgii piersi. Jak udało nam się ustalić, w planach jest też przeniesienie oddziału laryngologii ze szpitala Jana Bożego do szpitala przy al. Kraśnickiej.