Realizatorzy Narodowego Programu Szczepień przeciw COVID-19 doskonale zadawali sobie sprawę, że „przykład idzie z góry”. I nie czarujmy się – kiedy ogłoszono, że pierwsi będą szczepieni przeciwko C-19, wówczas tylko szczepionką produkcji Pfizer/BioNtech, pracownicy medyczni (lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, fizjoterapeuci, administracja ochrony zdrowia), to wówczas prawdopodobnie z wielkim niepokojem oczekiwali reakcji medyków.
I te obawy nie były bezpodstawne, bo bazowały na zainteresowaniu szczepieniem się, m.in. przez lekarzy, przeciwko grypie. A w tej materii rzecz miała się poniżej oczekiwań epidemiologów. Nim nastała epidemia SARS-CoV-2/COVID-19 to według statystyk przeciwko grypie szczepiło się tylko 6 proc. polskich pracowników medycznych. W krajach Unii Europejskiej było to średnio 30 proc. (dane European Centre for Disease Prevention and Control - ECDC), a w USA – 81 proc. (dane Centers for Disease Control - CDC). Podkreślić należy, że dystrybucja producencka szczepionek przeciw grypie opiera się, określmy to tak, na popycie na szczepienia w poprzednim sezonie grypowym. Mówiąc wprost: jeśli w Polsce na grypę szczepiło się kilka procent populacji, to nawet gdyby chęć wyraziło kilkadziesiąt procent, to nie byłoby odpowiedniej podaży s
Koniec końcem można uznać, że medycy nie zawiedli organizatorów Narodowego Programu Szczepień przeciw COVID-19. O tym świadczą zestawienia zawarte w tabeli, którą otrzymaliśmy z Ministerstwa Zdrowia (stan na 25 maja). Można dane sobie przeanalizować i wyciągnąć wnioski. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że gdyby podobne statystyki odnosiły się do całej populacji, to rząd nie musiałby zachęcać do szczepień „szczepionkowym” lotkiem.