Biuro RPO analizuje kilkadziesiąt spraw dotyczących nieprzestrzegania praw pacjenta i człowieka w warunkach zamkniętych zakładów karnych. – Opinia publiczna powinna poznać skalę problemu. Przygotujemy też szczegółowe rekomendacje i zrobimy wszystko, by podjąć debatę z Biurem Służby Zdrowia Centralnego Zarządu Służby Więziennej – informuje RPO Adam Bodnar. Choć liczba więźniów w Polsce maleje (jest ich mniej niż 70 tys.), to rośnie liczba zgonów w jednostkach penitencjarnych: ze 125 w roku 2009 do 159 w roku 2019 (czyli o 27 proc. więcej). Śmierci z przyczyn naturalnych jest o 53 proc. więcej, z 84 odnotowanych zgonów w 2009 r. do 129 w 2019 r. W tematycznym webinarze (z udziałem RPO, prawników, lekarzy, przedstawicieli Służby Więzienne) podkreślono, że niepokoi to, iż maleje liczba skierowań dla skazanych do hospitalizacji poza zakładami karnymi.
Dzieje się tak, bo dyrektorzy zakładów karnych, uważa RPO, rzadziej występują z wnioskiem o zwolnienie, także sądy penitencjarne rzadziej udzielają ciężko chorym przerw w wykonywaniu kary. „W kilku przypadkach chodziło o nieoperacyjnego raka płuc – chorzy umierali w celach, na oczach współosadzonych, bez pomocy pielęgniarskiej. Były też przypadki chorób otępiennych na tyle zaawansowanych, że osadzony wymagał stałej pomocy innych osób i słabo komunikował się z otoczeniem. Dramatyczny przypadek dotyczył mężczyzny tymczasowo aresztowanego, który w areszcie schudł 26 kilogramów i w końcu zdiagnozowano mu nowotwór z przerzutami. Stan był już terminalny, więc w dokumentacji jest informacja, że nie może brać udziału w posiedzeniu sądu, poza oddziałem szpitalnym. Umarł w szpitalu przywięziennym”.
Czy to oznacza, że w zakładach karnych jest tak, jak było w kryminałach w XVIII wieku, gdy więźniowie nie mogli liczyć na pomoc lekarską i wielu z nich nie dożywało do końca odsiadki? Nie negując karygodnych przypadków, w których prawa pacjenta zostały naruszone, z tragicznymi konsekwencjami dla tak potraktowanych osadzonych, należy pamiętać, że będąc lokatorem ZK w wielu przypadkach ma się... szybszy dostęp do opieki medycznej od tzw. zwykłego Kowalskiego. Hospitalizacją w warunkach zakładu karnego zajmują się szpitale więzienne. Jest ich w Polsce trzynaście, większość z nich zlokalizowana jest przy aresztach śledczych. W każdy zakładzie jest izba lekarska. Za leczenie skazanego płaci MSWiA, a za leki – Ministerstwo Sprawiedliwości.
Jeśli skazanego-pacjenta nie da się leczyć w więziennym szpitalu, to jest/powinien być kierowany do szpitala „za murem”. Skazany nie ma prawa wyboru lekarza, ale bywa nierzadko, że trafia do specjalisty szybciej niż tzw. Kowalski. To dlatego, tłumaczy Służba Więzienna, że więziennictwo jest niezależnym płatnikiem przez co jego podopieczni mają ma szanse na wcześniejsze terminy, bez żadnych przyśpieszeń, bo nie ustawiają się w kolejce dla świadczeniobiorców z NFZ. To jasna strona problemu. Jest i ciemna. Szpitalom więziennym daleko do nowoczesności i technicznych standardów „zwykłych” szpitali. Poza tym z roku na rok jest coraz mniej chętnych lekarzy i personelu medycznego do pracy za kratami. Powód? Praca stresująca, obarczona pewnym stopniem ryzyka i zarobki gorsze od oferowanych w „wolnościowym” lecznictwie, choć pod koniec PRL lekarz za kratami zarabiał nawet trzy razy więcej niż jego odpowiednik pracujący poza murem.