Niektóre samorządy prowadzą taką statystykę dotyczącą miejskich i przyszpitalnych przychodni, dla których są tzw. organami założycielskimi. Warszawski wyliczył, że pacjenci w 2022 r. nie odwołali 297 274 wizyt. Jak powszechnie wiadomo, jak się z kimś ktoś umawia iten ktoś, z różnych przyczyn, nie może spotkać się lub złożyć wizyty, to drugą stronę o tym informuje. To samo dotyczy wizyt u lekarzy wynikających z e-skierowania. Problem w tym, że w naszym systemie zazwyczaj trzeba to robić tak, jakby się miało zawiadomić ciocię o tym, że nie będzie się na jej urodzinach, z tego lub innego powodu.
W Polsce wydano w 2022 r. na ochronę zdrowia 160 mld zł, wcześniej miliardy na jej informatyzację, a nadal nie opracowano narzędzia do rezygnacji z wizyt, który od wielu lat sprawdza się w firmach prowadzących abonamentowe świadczenia medyczne. Zarówno w tych korporacyjnych, jak i prywatnych gabinetach specjalistycznych, choćby stomatologicznych. I jest proste, jak konstrukcja młotka!
Tam, jakby ktoś nie widział z autopsji, to pacjent, gdy umówi się na wizytę, otrzymuje SMS informujący o tym z jakim lekarzem ma spotkać się, gdzie i kiedy. Jednocześnie w tej wiadomości proszony jest, by powiadomić o rezygnacji z wizyty. Dzień przed wyznaczonym terminem wizyty pacjent dostaje kolejnego SMS-a. Proste? Możliwe, że w niektórych jednostkach publicznej ochrony zdrowia stosuje się takie rozwiązania. Powinny być one, po kilkunastu latach informatyzacji systemu, powszechnie używane. A tymczasem… Oto przykład. Będzie „bez nazwisk”, bo takich przykładów można byłoby mnożyć.
Duży szpital powiatowy w województwie śląskim. Rozbudowana przychodnia przyszpitalna. Żeby zarejestrować się, to trzeba najczęściej udać się do rejestracji (można też telefonowac, ale to wymaga cierpliwości), stanąć w kolejce do okienka, podać kod e-skierowania. Panie z rejestracji wydadzą karteczkę, na której (obok szpitalnej pieczątki) będzie napisane, do jakiego lekarza i kiedy pacjent ma się zgłosić. Jak zgubi taką karteczkę, albo ma już demencję i zapomni, gdzie ją schował, kartkę nie demencję, to ma problem. Bo musi wydzwaniać do rejestracji, pytać się itd. To samo musi uczynić, gdyby chciał odwołać wizytę. Jak zapomni, albo straci cierpliwość na czekaniu, aż ktoś w rejestracji odbierze telefon, to powstaje tzw. pusta konsultacja. Ich suma w całej Polsce przyczynia się do tego, że czas oczekiwania kontakt ze specjalistą wydłuża się. Pomińmy dane statystyczne, bo po co się denerwować... A wystarczyłoby, aby w systemie rejestracji w publicznym zakładzie opieki zdrowotnej (powszechna e-rejestracja przez internet, to piosenka przyszłości) była możliwość komunikacji przychodnia-pacjent za pomocą krótkich wiadomości tekstowych, czyli SMS-ów.
Zamiast tego padają propozycje, by nieterminowych pacjentów dyscyplinować, jak to choćby jest w Skandynawii, karami pieniężnymi. „Sankcje, takie jak wprowadzenie opłat za nieodwołanie terminu wizyty nie są rozważane, gdyż byłyby odczuwalne przede wszystkim przez osoby w trudnej sytuacji ekonomicznej, a same koszty procesu obsługi pobierania i egzekwowania przez świadczeniodawców takich opłat przewyższałyby wpływy z ich pobierani” – uspokajał zwolenników takich radykalnych rozwiązań wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.
To znaczy, że niby w Szwecji wystawiają kary, bo im się to kalkuluje? Idę o zakład, że w takiej Szwecji z pewnością o terminie umówionej wizyty nie przypomina, przytwierdzona magnesem do lodówki, karteczka z rejestracji. Zatem wtedy i mandaty są uzasadnione, ale nie u nas!
Polecany artykuł: