Zacznijmy od tego, że wokół szczepień przeciwcovidowych narosło już tyle przeinaczeń, niedomówień i uogólnień, po obu stronach konfliktu, że nic dziwnego, iż staje się on coraz ostrzejszy. Jeśli pod kondolencyjnym postem (nie związanym z COVID-19) umieszczonym na Facebooku zamieszcza się taki komentarz: „Proste pytanie, czy szczepił się? I żadnej dyskusji po co to pytanie. Pytanie jest zasadne dla wszystkich następnych pokoleń. Jeśli sam poszedł na szczepionkę, to po co opłakiwać samobójcę, co brał udział w eksperymentach medycznych. Jeśli się nie szczepił wystarczy napisać: nie szczepił się”, to... co tu komentować"
Z drugiej strony propagujący szczepienia mitologizują je– wbrew części epidemiologów i wirusologów – ich skuteczność. Zapomina się, że nawet producenci tak daleko nie sięgają. Jeśli szczepionka ma skuteczność 80-procentową to – nie wdając się w medyczne szczegóły – oznacza, że istnieje 20-proc. ryzyko, że zaszczepiony może (tu tryb przypuszczający jest jak najbardziej na miejscu, a nie jest słowem wytrychem) zachorować na ciężką postać COVID-19, wymagającą hospitalizacji. A ona niekoniecznie może zakończyć się sukcesem. Po tym koniecznym, ale wyjaśniającym wprowadzeniu, zobaczmy, co ogłosiło Ministerstwo Zdrowia w kwestii „szczepionki a zgony”. Resort tłituje: „Zgony osób zakażonych #koronawirus po upływie 14 dni od pełnego zaszczepienia wyniosły 1,63% wszystkich odnotowanych przypadków zgonów osób zakażonych #COVID19. Zgony nie są związane ze szczepieniem”. I dodaje taką infografikę:
Oczywiście od razu pojawiły się, zasadne w kontekście opublikowanego komunikatu, pytania: a skąd o tym resort wie, że nie było związku między zgonami a szczepieniami? Raczej nie wie, bo gdyby wiedział, to by to oznajmił. A co, dajmy na to z osobami zaszczepionymi w styczniu , którym nie dane było doczekać końca epidemii i zmarli, np. na zawał serca, na raka itp. Zmarli dlatego, że byli zaszczepieni? Jeden z komentujących wpis resortu napisał był: „Nadal żonglujecie liczbami, ale przynajmniej przyznaliście, że szczepionka nie chroni przed śmiercią. Może byście chociaż napisali, że śmierć po szczepionce jest łagodniejsza?”. W kwestii ochrony przed śmiercią komentujący ma rację, w końcówce opinii widać (bez dowodowego poparcia) wpływ doktryny antyszczepionkowej. Komentującemu wyjaśnić trzeba, że zaszczepiony przeciw COVID-19 chory nowotworowy w IV stadium raka nie umiera dzięki szczepione „łagodniej”, bo to w pewnym stopniu daje mu morfiny albo inne opioidowe środki przeciwbólowe używane w medycynie paliatywnej!
Prawdopodobnie tezy o tym, że szczepionka nie jest dobra dla życia pochodzą z amatorskiej, a może nawet mniej niż amatorskiej, analizy danych z Wielkiej Brytanii, w której jedną dawką zaszczepiła się połowa populacji. Mimo tego ludzie tam się zakażają SARS-CoV2, nawet zaszczepieni i dochodzi do częstych zgonów w tej grupie. I to jest prawda. Wszystko zależy jednak z jakiej statystycznej optyki rozpatruje się problem. Teraz mści się polityka (nie tylko prowadzona w Polsce) przeszacowania skutecznej ochrony przed zachowaniem wśród zaszczepionych – patrz wyjaśnienie wyżej. Zdeklarowany zwolennik szczepień prof. Piotr Kuna (wceprezes Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych) uważa, trzeba przestać używać słowa pandemia i zacząć traktować wirusa normalnie, jak wirusa grypy, o którego mutacjach nie komunikuje się cały świat. A o tym, ile jest sprzeczności w świecie, w polityce przeciwepidemicznej, widać było przy okazji otwarcia igrzysk olimpijskich w Tokio. Oficjele przemawiali w otwartej przestrzeni, z zachowaniem wielometrowego dystansu i... z maskami na twarzach. A później ten czy ów dziwi się, że w kwestii szczepień przeciwcovidowych jest jak jest...