Rząd obawia się, że covidowcy zapełnią szpitale i zabraknie uprawionych lekarzy do prowadzenia terapii z zastosowaniem sztucznych płuc, czyli respiratorów. Takie uprawnienia, od 8 października, mają już rezydenci rozpoczynający czwarty rok specjalizowania się. Dla niezorientowanych: lekarzem jest się po ukończeniu studiów medycznych i zdaniu LEK (lekarskiego egzaminu końcowego) Potem odbywa się staż i jest się pełnoprawnym lekarzem, ale bez specjalizacji. Tę można sobie wybrać, ale nie znaczy, że można być skierowanym na tzw. staż rezydencki. Do ciekawszych specjalizacji (czytaj: w przyszłości generujących atrakcyjne zarobki) chętnych jest wielu. Więcej niż miejsc „na rezydenturze”. Do takich zaliczana jest „specka” z anestezjologii i intensywnej terapii. I tacy lekarze-rezydenci są teraz dopuszczeni do samodzielnej pracy na OIT (oddziałach intensywnej terapii).
– Rządzącym wydaje się, że skoro lekarze w trakcie specjalizacji będą mogli sprawować opiekę anestezjologiczną, to rozwiązali główne zagrożenie związane z pandemią, czyli niewystarczającą liczbę personelu. Są w wielkim błędzie. Rozporządzenie, które wprowadza zmiany, niszczy wszystko, co dobre w naszej specjalizacji – opiniuje „Menadżerowi Zdrowia” dr hab. n. med. Cezary Pakulski, kierownik Kliniki Anestezjologii, Intensywnej Terapii i Medycyny Ratunkowej w Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie. – W mojej ocenie to jest bezpieczne, bo te osoby mają przygotowanie zawodowe na tyle duże, że są w stanie zapewnić odpowiednią opiekę. Na pewno są najbardziej kompetentną grupą, ze wszystkich pozostałych grup specjalizujących się ocenił niedawno prof. dr hab. med. Radosław Owczuk, krajowy konsultant w dziedzinie. anestezjologii i intensywnej terapii.
Dzięki temu „zabiegowi” do systemu opieki medycznej nad najciężej chorymi na COVID-19 będzie można włączyć ok. 900 (zdaniem prof. Owczuka lub 600 – w opinii dr. Pakulskiego) rezydentów-anestezjologów. Jak podał (14 października) rzecznik Ministerstwa Zdrowia w szpitalach mamy 1020 respiratorów, z czego aktualnie ponad 400 jest użytkowanych. Na razie odsiecz rezydentów nie jest więc konieczna. Co innego, gdy zajdzie tak potrzeba. Dr Owczuk określa wspomniane rozporządzenie jako „smutne” i niszczące prawo: – Rządzący się cieszą, bo wydaje im się, że rozwiązali główne zagrożenie związane z pandemią, czyli niewystarczającą liczbę lekarzy ze specjalizacją anestezjologii i intensywnej terapii, którzy umieją obsługiwać respiratory. Są w wielkim błędzie, ale nie to jest najważniejsze.
W opinii anestezjologa rozporządzenie wydano w czasie, w którym nadal obowiązuje przepis kodeksu karnego o odpowiedzialności pracowników ochrony zdrowia za popełnione nieumyślnie błędy medyczne. Resort zdrowia oznajmił, że trwają pracę nad rozwiązaniami prawnymi, które zdejmują z pracowników medycznych odpowiedzialność karną za niezawinione błędy (tzw. prawo dobrego Samarytanina lub „no fault” - nie obwiniać”). Będzie ono wymagało zmian w kodeksie karnym. I to szybko. Bo na razie rezydenci-anestezjolodzy są w rezerwie. Wiele wskazuje, że trzeba będzie ich jednak skierować na front.