Wspomniany „kubek obronny COVID-19”, jak zapewniają sprzedawcy, przed niczym Cię nie obroni, ale może przypomnieć jak ważne jest mycie rąk. Zamiast dwumetrowej linijki odmierzającej tzw. dystans społeczny przyda się kubek obronny z innym napisem: „If you can read this, you are too close”, tłumacząc na nasze: „Jeśli możesz przeczytać ten napis, to jesteś zbyt blisko”. Można sobie zafundować odzież z odpowiednimi instrukcjami w cenach nie odbiegających znacznie od tej z hasłami nie związanymi z epidemią, albo lansiarską maseczkę (w cenie wielokrotnie przekraczającej tę, po której sprzedaje się maseczki medyczne). Rynek gadżetów nie ogranicza się jedynie do rzeczy prostych, które można produkować wręcz w warunkach domowych. To także technika różnych lotów, w tym też takich produktów, które niby są gadżetami, ale bliżej im do bardziej poważniejszych zastosowań. Przykłady?
Proszę bardzo – okulary do wykrywania gorączkujących osób, czyli mogących być zarażonymi korona wirusem. Jeden z chińskich startupów wyprodukował i sprzedaje okulary termiczne wykorzystujące podczerwień do detekcji, nawet z odległości trzech metrów, gorączkujących. 12-megapikselowy aparat, mocny procesor, sterowanie głosem itp. Hi-tech gadżet. Cena odpowiednia do możliwości okularów. Huawei też nadąża za duchem czasów i w swojej budżetowej marce Honor ma telefon wyposażony w pracujący na podczerwieni termometr. Przydatny także po epidemii, bo pracuje w zakresie temperatur od minus 20 st. C do 100. Dedykowanym gadżetem antycovidowym, i znacznie tańszym od wymienionych, a do tego opracowanym w NASA, jest specjalny naszyjnik. Ostrzega on głośnym alarmem przed dotykaniem własne twarzy. Zresztą zobaczcie na filmiku, jak takie ustrojstwo działa. By wejść w posiadanie takiego osobistego alarmu, wystarczy mieć dostęp do drukarki 3D. Jego twórcy za darmo udostępniają schemat antywirusowego wisiorka. Trzeba zauważyć, że zasadniczo panowie cokolwiek niezwykle wyglądaliby z czymś takim na szyi. Jakby ktoś był zainteresowany tym gadżetem, to w tym miejscu może wyczytać, jak go sobie zrobić,a powyżej prezentujemy filmik pokazujący gadżet w akcji.
Aż dziw, że w naszych dyskontach nie reklamują urządzeń do sterylizacji światłem UV-C różnych przedmiotów drobnych i codziennego użytku, jak gadżetu niezbędnego w czasie (nie tylko) epidemii. Na szczęście w sprzedaży internetowej można kupić urządzonko do usuwania zarazków ze smartfonów. Ceny od 100 zł w górę. Nieco więcej trzeba wydać na dezynfektor bardziej uniwersalny, w formie rurki. Tym można odkażać wszystkie powierzchnie, z ekranem telefonu włącznie. Jak ktoś chce bardziej profesjonalnych urządzeń, to musi liczyć się ze sporym wydatkiem. Takie baketrio- i wirusobójze lampy jeszcze lepiej niż wymienione gadżety usuwają wirusy, grzyby, pleśnie oraz bakterie, wywołujące choroby przez to, że światło UV-C degraduje kod DNA i RNA znajdujący się w komórkach żywych organizmów. Lampa emitującą 1 W promieniowania UV-C, w odległości 1 m od danej powierzchni, potrzebuje 800 sekund, czyli około 13 minut, aby ją zdezynfekować w 90 proc. – zapewnia producent i chyba nie konfabuluje, bo nie zachwala, że sprzęt daje 100-proc. skuteczność.
Z tego co twierdzą naukowcy, to bezpieczniej jest pocałować deskę klozetową niż ekran smartfonu. Warto sobie sprawić taki gadżet, marcowej akcji Samsunga, który wszystkim dezynfekował telefony, nie widać jej kontynuacji. I na koniec o przyłbicach. Jeśli minister zdrowia przyjmie apel Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, domagającej się „objęcia konsumentów z problemami zdrowotnymi obowiązkiem noszenia na terenie placówek handlowych przyłbic, które umożliwiają swobodniejsze oddychanie”, to inwencja twórców gadżetów da znać o sobie.
Polecany artykuł: