Zasady zlecania testów na koronawirusa autorstwa Ministerstwa Zdrowia lekarze POZ oceniają co najmniej jako dyskusyjne. Najwięcej zastrzeżeń środowisko lekarzy rodzinnych ma do zasad kierowania pacjentów na podstawie tzw. teleporady. Z tej drogi można skorzystać wyłącznie wtedy, gdy u pacjenta występują wszystkie te objawy: gorączka powyżej 38 stopni, kaszel, duszności, utarta węchu lub smaku. To są oznaki już zaawansowanej choroby. – W takim stadium na testowanie chorego jest już późno, jego trzeba leczyć – mówi Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia w rozmowie z branżowym portalem rynekzdrowia.pl. – Jeżeli mam pacjenta z dusznością to jest to stan zagrażający życiu i w takim przypadku kieruje go już bezpośrednio do szpitala. Tu nie ma czasu na testowanie. Do tej pory konsultowałam chorych, u których później potwierdzono zakażenie koronawirusem, a żaden z nich nie miał jednocześnie wszystkich czterech objawów, o których mówi rozporządzenie.
Takie warunki kwalifikacji do testów (nawet wbrew zamierzeniom Ministerstwa Zdrowia) będą skutkowały tym, że lekarz rodzinny nie będzie mógł wysłać, na podstawie teleporady, na testy pacjenta z dwoma objawami. Lekarze przypominają ekspertom Ministerstwa Zdrowia, że pełnoobjawowy COVID-19 dotyczy kilkunastu procent chorych. Tak sprecyzowane warunki kwalifikacji na testy przez telefon ograniczają ich ilość. Jak na razie – sezon grypowy jeszcze nie daje znać o sobie – lekarze POZ-ów w całej Polsce codziennie kierują po kilkuset pacjentów. Takie uprawnienia mają od 8 września. I jak podaje „Rynek Zdrowia”, opierając się na danych dostarczanych przez organizacje lekarzy POZ – Porozumienie Zielonogórskie i Kolegium Lekarzy Rodzinnych, w ciągu pierwszych 14 dni nowych obowiązków, rodzinni skierowali na testy 4649 osób.
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska poinformował (24 września) na konferencji prasowej, że lekarze rodzinni zlecili wykonanie prawie 9 tys. testów. Tak czy inaczej, to niedużo. Dla porównania: w całej Polsce dziennie wykonuje się ok. 20 tys. testów, tylko u osób z objawami choroby, na obecność SARS-CoV-2. Być może, że skoro nie wiadomo o co chodzi, to może chodzić... wiadomo o co. Osoba, która podejrzewa, że może być zarażona, nie musi czekać, aż dostanie skierowanie na darmowy test. Może go sobie sama zafundować. Nawet z wizytą domową pobierającego próbki. Będzie szybko i zdecydowanie taniej niż w Wielkiej Brytanii. Tam ceny za prywatne testy z szybkim wykazaniem wyników mieszczą się w przedziale od 100 do 170 funtów.